piątek, 26 października 2012

Rozdział 9.

     Znów obudziły mnie wrzaski, i znów kłóciły się te same osoby co wczoraj. Jednak tym razem nie były to żarty. Podniosłam się na rękach, by zobaczyć godzinę. Zegarek stojący na szafce nocnej wskazywał godzinę 8 rano. Opadłam zdenerwowana na łóżko.Czy w tym domu nie dane będzie mi się wyspać? Czy jestem skazana na wczesne pobudki każdego dnia? Chciałam zdrzemnąć się jeszcze, nawet przykryłam sobie głowę poduszką, ale to nic nie dało. Krzyki były takie głośne, że nie dało się tego niczym zagłuszyć. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Wychodząc ze swojego pokoju zauważyłam ojca stojącego w progu swojej sypialni. Wymieniliśmy się pytającymi spojrzeniami tylko, ale dalej nie wiedzieliśmy co się dzieje. Skierowałam się pod pokój Any i Poncha, z którego dobiegały owe hałasy.
-Nie pojadę z tobą, zwłaszcza teraz. Chce tu zostać jak najdłużej się da i pobyć trochę z Sabine-usłyszałam krzyczącą Anahi, kiedy stałam pod ich drzwiami
-Ale ja nie chcę cie tu zostawiać.-krzyknął Poncho. Jeszcze nie słyszałam, żeby tak głośno mówił-A kiedy byś wróciła?-zapytał się już lekko uspokojony-No właśnie tak jak myślałem. To może nawet nie chcesz być ze mną?-zapytał znów zdenerwowany po ciszy, która nastała po jego pytaniu. Zastanawiałam się dlaczego Anahi nie chce z nim wrócić? Przecież mogą być różne rozwiązania tej sytuacji. Coraz wyraźniejsze były kroki, które zbliżały się do drzwi.-Jaką masz w ogóle pewność, że ta cała Sabine jest twoją matką?!-zapytał, w sumie to krzyknął zły Alfonso i w tej chwili otworzył drzwi, a ja prawie wpadłam do pokoju.
-Nie będziesz tak mówić-powiedziała wkurzona Anahi i rzuciła w Poncha poduszką, jednak ten zrobił unik i poduszka wylądowała na mnie.-Przepraszam Dul..to nie w ciebie miało być.-powiedziała moja przyjaciółka gdy Alfonso zszedł już na dół. Kiwnęłam do ojca, by poszedł pogadać z Poncho.
-Nic się nie stało-powiedziałam, zamykając drzwi.-O co wy się pokłóciliście?-zapytałam siadając koło niej.
-Zadzwonili do niego, że musi wracać, bo są jakieś problemy, czy coś takiego. A ja nie chce wracać. Jeszcze nie-powiedziała cicho, po czym schowała twarz w dłonie i się rozpłakała.
-Dlaczego nie chcesz wracać? To ja nie powinnam chcieć-powiedziałam lekko się uśmiechając  żeby rozładować atmosferę.
-Dopiero co znalazła się moja matka, a ja muszę już opuszczać Meksyk.-powiedziała ze smutkiem w głosie.-A Poncho tego nie może zrozumieć. Uważa jeszcze, że ona może udawać, ale przecież co mogłaby zyskać poprzez udawanie.
-Masz rację, ale wierzę, że na pewno znajdziecie jakiś kompromis.-powiedziałam przytulając Any.-Sabine już wstała?
-Tak, jakiś czas temu i poszła chyba na zakupy. a co chcesz?
-Nie nic tak się pytam.-powiedziałam robiąc minę myślicie. Rozmyślałam nad tym jak pogodzić Los A.
-Nad czym tak myślisz?
-Nad niczym ważnym. Idę na dół zobaczyć co się tam dzieję-powiedziałam ostatni raz przytulając dziewczynę i wyszłam z pokoju. Na korytarzu minęłam się z tatą.
-Rozmawiałeś z Poncho?
-Tak, jest trochę smutny, że jego dziewczyna nie chce z nim wyjechać, ale z drugiej rozumie ją. W końcu przez tyle lat nie znała matki-zaczął mi opowiadać.
-A Sabine już przyszła?
-Tak..-nie czekając na dalszą wypowiedź zbiegłam na dół. Podchodząc do kuchni usłyszałam rozmowę Sabine i Poncha.
-Czy ja dzisiaj muszę zaczynać dzień od podsłuchiwania ludzi?! Przecież tak nie można. To jest niekulturalne. Nie tak zostałam wychowana.-pomyślałam sobie i już miałam zawrócić, gdy usłyszałam coś istotnego, co samo mnie tam zatrzymało.
-Dlaczego sama nie zaczęłaś jej szukać? Rozumiem bałaś się, ale mogłaś chociaż dowiedzieć się jak ma na imię, gdzie mieszka, gdzie się uczy, zainteresować się jej życiem.-mówił Poncho
-Mogłam, ale...-przerwała, zawieszając głos-Z reszta nie muszę ci się spowiadać!-jej głos nie był już taki miły, słodki i przyjemny. Podniosła głos, jednak na tyle, by nikt na górze jej nie usłyszał.
-Spokojnie, nie chciałem ci zdenerwować. Po prostu chce dla Any jak najlepiej jest moją dziewczyną i to chyba oczywiste, że się o nią troszczę-powiedział Alfonso. Słychać było, że go trochę zdziwiło.
-Nie ważne..-rzuciła tylko i wyszła z kuchni, mijając mnie w progu. Chciałam się tak zachowywać, żeby nie było widać, że stałam pod drzwiami i przysłuchiwałam się rozmowie. Wpadłam do kuchni szybko i stanęłam na przeciwko brata.
-Co jest grane? Co ona się taka nie przyjemna zrobiła?-zapytałam.
-A gdybym to ja wiedział?-powiedział rozkładając ręce.-Przecież ja zadałem jej proste py..
-Tak wiem, też tego nie rozumiem.-powiedziałam, nie dając mu dokończyć, bo mówił tak wolno, że nie chciało mi się czekać na koniec.-A właśnie mam pomysł jak rozwiązać wasz problem.-mówiłam tak szybko, że nie mógł się wtrącić i mi przerwać-A więc może we trójkę polecicie do Londynu. Ja jeszcze na jakiś czas zostanę tutaj, a tata nie wiem co zamierza. Ale wy możecie sobie wrócić. Co ty na to?
-W sumie nie głupi pomysł. Czy ty zawsze musisz mieć dobre pomysły?-powiedział, robiąc dziwną i nieokreśloną minę i ruszył w stronę wyjścia. No więc moja rola się skończyła. Teraz mogę iść się umyć i przyjść zrobić śniadanie.

     Kiedy siedziałam na kanapie usłyszałam jak Poncho z Any schodzą ze schodów i przy tym namiętnie dyskutują.
-Dulce, miałaś rację.-powiedzieli uśmiechnięci  nie przekraczając jeszcze dobrze progu salonu.-Razem z Sabine lecimy do Londynu. Twój tata powiedział, że zostanie tutaj jeszcze z tobą, bo chce mieć cię na oku. A my nie będziemy martwić się cały czas, że może Michel cię dorwał.-powiedział Poncho, a gdy zaczął mówić Any uderzyła go łokciem w ramię. Spojrzał się na nia jakby uraziła go nie wiadomo jak mocno i bezpodstawnie. Any będąc moją przyjaciółką wiedziała, że nie chce rozmawiać ani słuchać o Michelu. Jednak to miło z ich strony, że się tak o mnie martwią.
-Cieszę się, że mogłam wam pomóc-powiedziałam uśmiechając się do nich.-A kiedy jedziecie?
-Jeszcze dzisiaj.-powiedział Poncho i spuścił głowę-Wiesz trudna sytuacja w wytwórni.
-Ej, ja przecież rozumiem-powiedziałam delikatnie się uśmiechając.-a kiedy macie lot?
-O 14.-powiedziała Any.
-To musicie iść się pakować, bo już jest 11-zaśmiałam się i popychałam ich w stronę schodów. Gdy odprowadziłam ich wzrokiem wróciłam do salonu i mojego wcześniejszego, jakże kreatywnego zajęcia jakim jest oglądanie telewizji. Leciała jakaś komedia, ale nie mogłam się skupić na niej. Moje myśli krążyły wokół jednego tematu-Maite, Jess, i Alisson. Zastanawiałam się nad tym co mi powiedział wczoraj tata. Może faktycznie powinnam je odwiedzić i przeprosić. To ja na nie naskoczyłam pierwsza, mimo że było to uzasadnione. Wiem, że one tego nigdy nie zrozumieją, bo to są takie osoby. Jednak, gdy wyciągnę pierwsza do nich rękę pokażę, że żałuję tego co zrobiłam. A co jeśli ja tego nie żałuję?
-Dulce! Nie myśl tak. Wstawaj, pisz do Maite i się z nią najpierw spotkaj!-krzyknął głos w mojej głowie. Posłuchałam się jego i wyłączyłam telewizor. Wchodząc po schodach minęłam się z Any, Poncho i Sabine.
-Już jedziecie na lotnisko?-zapytałam
-Tak.-powiedziała przyjaciółka
-A czemu tak wcześnie?-zapytałam zaciekawiona.
-Po drodze skręcimy może jeszcze do jakiegoś baru na szybki obiad-zaśmiał się Poncho będąc już na dole.
-To szczęśliwego lotu-krzyknęłam im gdy wychodzili z domu. Dochodząc do pokoju usłyszałam jak przychodzi do mnie wiadomość. Poszłam do szafki po telefon i odczytałam wiadomość.

     Będąc u siebie w pokoju postanowiłam zadzwonić do Maite. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do koleżanki. Odebrała po czwartym sygnale.
-Halo?-zapytała
-Sie..Siema-zaczęłam się jąkać. Mimo że jestem odważną osobą często stresują mnie sytuacje, przez co się jąkam i nie wiem co powiedzieć.
-Co tam?
-Wiesz, bo ja chciałabym do ciebie wpaść dzisiaj. Mogę?
-Jasne, dziewczyny przychodzą oglądać zdjęcia o 16 więc może też tak wpadnij, co?
-W sumie to lepiej, że wszystkie tam będziecie. Ok będę. To do zobaczenia
-Pa.
Gdy rozmawiałam z May przyszedł do mnie sms. Pewnie od Harrego. Jednak jakie było moje zdziwienie, gdy okazał się być od kogoś innego.

"Ładnie to nie powiedzieć, że jest się w Meksyku?"
od:Carlos
"A skąd masz takie wiadomości?"
do:Carlos
"Czyli jednak jesteś;p widziałem się z twoim tatą w sklepie i powiedział, że przyjechałaś xD"
od:Carlos

     No pięknie. Nie dość, że w szkole na mnie leciał, to jeszcze teraz w prawie każdej wiadomości próbuje ze mną flirtować i zachowuje się jakby był moim chłopakiem. Mnie to tak bardzo irytuje, ale nie mam serca mu tego powiedzieć. Szkoda mi chłopaka, ale nie che i nie robię mu nadziei, więc dlaczego nie znajdzie sobie jakieś innej dziewczyny. Z jego charakterem nie było by to trudne. Jest to na prawdę bardzo miły sympatyczny i ugodowy chłopak-ale nie dla mnie. Czuję to. Mi jest przypisany ktoś inny. Rozmyślając szukałam odpowiednich ubrań na spotkanie.

"Ah ten tata. Muszę sobie z nim porozmawiać;o"
do:Carlos

     Ubrania naszykowane na spotkanie, poczytam sobie jeszcze książkę Nicholasa Sparksa. Uwielbiam jego książki  "Jesienna miłość", "Ostatnia piosenka", "Od pierwszego wejrzenia" to są tylko jedne z nielicznych książek  które przeczytałam. Każda z nich porusza motyw śmierci, ginie w nich główna bohaterka, albo jakiś drugoplanowy bohater, zawsze płaczę, gdy je czytam. Są bardzo wzruszające. Poza tym jestem dość dziwna. Wiele dziewczyn ode mnie z roku woli poczytać sobie "Pamiętniki wampirów" czy jeszcze coś innego, ale szczerze to mnie to wcale nie kręci. Nie lubię fantasy i jej nie czytam. Wolę smutne romansidła bez happy endu-tak jak moje życie. Moje jakże mądre myśli przerwał dźwięk wiadomości-pomyślałam, że to jeszcze Carlos coś chce. chwyciłam ze złością ten telefon i zaczęłam czytać:

"To kiedy robimy imprezkę? miałaś napisać sama, ale chyba bym się nie doczekał;p"
od:Harry

     Kompletnie zapomniałam o tym, ale teraz nie mogę się z nim spotkać-a bardzo bym chciała. Znajomość moja i Hazzy była dość dziwna. Przyjaźniliśmy się, kłóciliśmy, nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka miesięcy, wyzywaliśmy. Ogólnie między nami było bardzo różnie. Jednak nasza znajomość była jedyna w swoim rodzaju, zawsze był dla mnie ponad innych znajomych, to o niego najbardziej się martwiłam, gdy bili się chłopaki. Gdy wyjechał coś we mnie umarło. Jednak na szczęście nasz kontakt się nie urwał, bardzo mnie to cieszyło.

"Tak, wiem, przepraszam. Przepraszam też za to, że przez najbliższy czas nie będzie mnie w Londynie. Musiałam szybko wracać do domu i jak na razie tutaj zostaje. Wrócił jedynie Poncho z Any i Sabine."
do:Harry

     Postanowiłam odłożyć książkę, bo doszłam do wniosku, że z Harrym jeszcze sobie po pisze i na pewno nic nie zrozumiem z czytanych fragmentów.

"No dobrze. a dlaczego musiałaś wracać do Meksyku?"
od:Harry
"Ojciec mnie zaciągnął"
do:Harry
"Ojciec?"
od:Harry
"To jet skomplikowane. Wiele spraw wyszło na jaw wczoraj."
do:Harry
"Możesz mówić, mam czas;)"
od:Harry
"Zawsze masz dla mnie czas..heh;p ale na pewno ci nie będę przeszkadzała?"
do:Harry
"Bo mnie interesujesz i masz bardzo ciekawe życie;p i tak na pewno mi nie przeszkadzasz:)"
od:Harry
"No więc tata powiedział, że jest chory na raka, na szczęście nie ma jeszcze przerzutów, więc notowania są w miarę dobre. Poza tym chciał też, żebym uciekła z Londynu..."
do:Harry
"Przykro mi z powodu taty, rozumiem, że się pogodziliście? Pozdrów go ode mnie:) Dlaczego musiałaś uciekać z Londynu? Dul co się dzieję? Nie mówisz mi wszystkiego."
od:Harry
"Tak pogodziliśmy się, wszystko mi wyjaśnił:) bardzo mnie to cieszy;d Pamiętasz jak zobaczyłeś na tt moje zdjęcie z Michela? To właśnie przed nim muszę teraz uciekać...."
do:Harry
"Wiedziałem, że to drań! A Ty nie chciałaś mnie słuchać. Teraz masz za swoje;o"
od:Harry
"Myślisz, że nie wiem? Od kilku dni myślę jaka ja byłam głupia, że zaczęłam się z nim spotykać. No ale cóż widać, że mądrością nie grzeszę."
do:Harry
"Dulce nie mów tak! Jesteś najmądrzejszą osobą-no dobra może nie najmądrzejszą, bo Ja jestem najmądrzejszą osobą na świecie. Po prostu nie spotkałaś jeszcze tego jednego jedynego:) Wszystko przed Tobą jak i przede mną;p"
od:Harry
"Czy Twoje monologi zawsze musza być takie mądre? A no tak przepraszam, jesteś najmądrzejszą osobą na świecie;p i chyba najzabawniejszą;p?"
do:Harry
"To też;d a co powiesz, że przyjadę do ciebie do Meksyku? Dawno nie byłem tam, a okazało się, że trasa została odwołana i mamy luźniejszy czas teraz:)"
od:Harry
"Serio? Mógłbyś? Byłoby bardzo fajnie:) Przepraszam, ale teraz muszę zacząć się szykować do May..."
do:Harry
"Ale wy przecież się nie odzywacie, więc po co?"
od:Harry
"No właśnie w tej sprawie. Chce się z nimi wszystkimi pogodzić:)"
do:Harry
"No dobrze, więc życzę powodzenia w przeprosinach;p haha xD I do zobaczenia;*"
od:Harry
"Dziękuję, że napisałeś do mnie;) umiesz podnieść na duchu, dziękuję Ci bardzo;*"
do:Harry

     Napisałam i rzuciłam telefon na łóżko. Ruszyłam w stronę drzwi szafy, gdzie na uchwytach były powieszone ubrania. Wzięłam je i poszłam z nimi do łazienki, gdzie się odświeżyłam i zrobiłam lekki makijaż. Gdy wyszłam była godzina 15.15. Zeszłam na dół do taty, który siedział w samotności i oglądał wiadomości.
-Gdzieś idziesz?-zapytał się tata, gdy usiadłam na kanapie na przeciwko niego.
-Tak.
-Do Maite?
-Brawo za błyskotliwość-powiedziałam i klasnęłam w dłonie.-Mają być u niej wszystkie o 16, ale nie wiem czy nie iść do niej trochę przed 16 i żeby najpierw z nią porozmawiać. Jak myślisz?-zapytałam zdenerwowana. W sumie nie wiedziałam, co mnie tam czeka, czy mi wybaczą, chociaż umówmy się wszystkie na wzajem powinniśmy się przeprosić.
-Może wyjdź teraz, pogadacie sobie razem, a Maite jest inna od nich i długo się nie gniewa i na pewno zrozumiała twoje zachowanie-pocieszył mnie tata.
-Dobra masz rację, to ja już wychodzę-powiedziałam i wstałam z kanapy a razem ze mną tata, który podszedł do mnie pocałował w skroń i gdy już byłam tyłem kopnął mnie zgiętą noga w pupę.
-To tak na szczęście-powiedział uśmiechnięty.
~*~
No i mamy już 9 rozdział. Jak ten czas leci..;p dopiero co zaczynałam a tu już bliżej końca niż początku xD hahahah xD 
Osobiście nie uważam tego rozdziału za wybitnie dobry, ale mimo wszystko ocenę pozostawiam Wam!;)

Oraz dodałam nowych bohaterów;) więc zapraszam:) 

piątek, 19 października 2012

Rozdział 8.


-Ale po co szukałeś matki Anahi?-zapytała zdziwiona Dulce.
-Kiedyś usłyszałem jak rozmawiacie i jak bardzo chciałaby mieć mamę, z którą mogłaby sobie o wszystkim porozmawiać. A kiedy dowiedziałem się o chorobie postanowiłem jakoś zmienić swoje życie. Postanowiłem, że zmienię się względem córki, co zrobiłem przed jej wyjazdem do Londynu. Może nie tak widocznie, ale zawsze jakoś.
-Ale dlaczego pan szukał mojej matki?-przerwała mu Anahi w dość bezczelny sposób, ale doskonale ją rozumiem. Też bym się denerwowała, gdyby ktoś mając bardzo ważną dla mnie wiadomość owija w bawełnę.
-Jesteś przyjaciółką mojej jedynej córki i chciałem sprawić ci niespodziankę. Mam nadzieję, że się cieszysz?
-Dlaczego mnie zostawiłaś, dlaczego mnie oddałaś i sama nie chciałaś mnie znaleźć?-Anahi zarzuciła masą pytań kobietę siedzącą obok mojego ojca.
-Nie mogłam cie zatrzymać. Rodzice byli przeciwni temu, a chłopak mnie zostawił, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. A będąc osobą wierzącą, nie poddałam się aborcji. Chciałam cie odnaleźć teraz kiedy nie muszę sobie niczego odmawiać. Jednak bałam się tego jak zareagujesz. Pewnego dnia w drzwiach mojego domu stanął Enrique i po jego namowach zgodziłam się tutaj przyjechać i z tobą spotkać.-opowiedziała swoją historie, no właśnie kto to był? Ona się nawet nie przedstawiła.
-I co może gdyby nie pni wiara usunęłaby pani ciąże?-zapytała Anahi. To ją najbardziej zabolało z całej tej wypowiedzi.
-Nie..tak..nie...-zaczęła się miotać w tym co ma powiedzieć-tzn. sama nie wiem. Kiedyś panna z dzieckiem była czymś, co nie powinna mieć miejsca. Moja rodzina nie mogła pozwolić sobie na skandal.
-To jak w końcu? Była pani z biednej rodziny czy z bogatej bo się pani troszeczkę zaczyna gubić w zeznaniach-powiedziała Anahi przeszywając wzrokiem kobietę.
-Miałam na myśli, że mimo, że moja rodzina nie należała do bogatych cieszyła się uznaniem w okolicy. Dlatego moi rodzice nie chcieli, bym zatrzymała cie. Kiedy zaczynało widać, że mam brzuch rodzice wysłali mnie właśnie do Meksyku, żebym tutaj urodziła. W dniu twoich narodzin przyjechał do mnie mój ojciec i to on się wszystkim zajął.
-Przepraszam, a jak ma pani na imię-powiedziała Anahi, kiedy dotarło do niej, to co przed chwilą usłyszała.
-Nie przedstawiłam się? Jaka gapa ze mnie-powiedziała, poprawiając pasemko włosów, które opadło jej na oko i wstała podchodząc bliżej naszej trójki.-Jestem Sabine-dodała wyciągając rękę
-Jestem Dulce-przywitałam się
-Pewnie przyjaciółka, zgadza się?
-Oczywiście-powiedziałam uśmiechając się do Sabine.
-Ja jestem Alfonso.
-Chłopak?-zapytała się. Widziałam, że spojrzeli po sobie trochę zakłopotani. Znaczyło to tyle, że musieli jeszcze się nie pochwalić mojemu tacie. Alfonso złapał Anahi za rękę i powiedział:
-Tak. Jesteśmy razem-po czym spojrzał się Anahi głęboko w oczy i uśmiechnęli się do siebie słodko, a Poncho jeszcze szturchnął w nosek. Oni wyglądają bardzo słodko. Gdy wreszcie oderwali wzrok od siebie, Anahi zauważyła wyciągniętą dłoń jej matki.
-Przepraszam, ale mnie chyba powinnaś kojarzyć, bo znać nie możesz.-powiedziała dość nie pewnie blondynka
-Tak..-powiedziała wyciągając do niej prawą rękę. Anahi podała jej swoją dłoń, ale po chwili pociągnęła kobietę do siebie i ją mocno przytuliła.-Co powiesz, żebyśmy poszły do kina, a później do restauracji?-zaproponowała kobieta-Będę miała okazję cie poznać-uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne, czemu nie-powiedziała bez chwili zastanowienia Anahi.
-To idź się wyszykuj, chyba że już jesteś gotowa?
-Możemy już iść. Nie mam jakoś weny, jak się ubrać-powiedziała Anahi śmiejąc się.
-Udanej zabawy!-krzyknęliśmy im, gdy wychodziły.
-Dziękujemy-odkrzyknęły po czym dało się słyszeć dźwięk zamykanych drzwi.
-No to tatuśku zrobiłeś nam cholerną niespodziankę powiedziałam ciężko wzdychając i siadając na kanapie. Poncho przytaknął mi zgodnie głową.-Alfonsa tak wszystko zaszokowało, że teraz nie jest w stanie nic powiedzieć-zaśmiałam się
-Hahahaha. Bardzo śmieszne. Ale masz rację. Wiecie, przepraszam, ale pójdę do pokoju-powiedział Poncho wstając i odchodząc na górę.
-Nie dziwie się mu, to był ciężki dzień dla niego, ale dla Any jeszcze cięższy -powiedziałam leżąc na kanapie i skacząc po kanałach.
-Masz rację-przyznał mi ojciec.
-Nic nie ma w tej telewizji..jak zwykle-powiedziałam rozczarowana. Wstałam i chciałam już wyjść, gdy zatrzymał mnie głos
-Wychodzisz gdzieś?
-Idę się przewietrzyć, za dużo wiadomości jak na jeden dzień. Moja głowa musi ochłonąć-powiedziałam delikatnie się uśmiechając i wyszłam nie czekając na jego odpowiedź.

Taras w dużej mierze był drewniany. Na środku stał wielki beżowy fotel, a na nim kilka poduszek. Obok fotela stały dwie pufy. W jednym rogu zawieszony był hamak, który był moim ulubionym miejscem leniuchowania, a w drugim rogu stał drewniany stolik i krzesła. Tutaj w ciepłe ranki jadłam śniadanie z babcia, czasami i z tatą. Z tym miejscem, z tą okolicą wiąże się tak dużo wspomnień, głównie tych złych. Przeszukałam swoje kieszenie i znalazłam w kieszeniach mp4. Włożyłam słuchawki w uszy i odpłynęłam w muzyce. Nie mając ich pogłośnionych maksymalnie usłyszałam czyjeś kroki. Szybkim ruchem wyjęłam je i odwróciłam głowę na bok. Koło mnie stał tata.
-Zawsze lubiłaś tutaj siedzieć. Widziałem cię często z okna, jak siedziałaś na fotelu albo leżałaś na hamaku, słuchając muzyki i pisząc teksty-mówił patrząc się przed siebie.-A jakie plany masz na te kilka dni?-zapytał patrząc się na mnie.
-Nie wiem, wiesz, że od kilku tygodni nie odzywam się z dziewczynami. Anahi pewnie będzie chciała spędzać jak najwięcej czasu z matką, a Poncho..cóż nie będzie ze mną cały czas siedział.
-Nie sądzisz, że czas się z nimi pogodzić?-zapytał
-Sama nie wiem..Ile razy mam pierwsza wyciągać do niech rękę?
-Zastanów się dobrze. Maite i Jessica wróciły dzisiaj z Bułgarii. Dzisiaj idą na ten festyn letni. Może i ty pójdziesz?
-Nie wiem, jakoś nie chce mi się. A będzie tam coś ciekawego?-zapytałam. Nie chciało mi się iść, bo wiedziałam, że dziewczyny tam będą  a jak na razie nie chce się z nimi widzieć. Muszę jeszcze przemyśleć, czy chce w ogóle się z nimi pogodzić.
-Jak chcesz, ale pamiętaj, że nie należy chować uraz. Szkoda życia na kłótnie.-powiedział i zniknął za drzwiami balkonowymi. Zostałam sama ze swoimi myślami. Nie było to najlepsze, ponieważ moje myśli toczyły bitwę  a ja tego nie lubiłam. Jednego byłam pewna, a mianowicie ostatnich słów ojca, że życie jest za krótkie na kłótnie. Jednak nie wiem nadal czy jestem w  stanie się z nimi pogodzić i udawać, że wszystko jest w porządku. Czemu to życie musi być takie skomplikowane? Czemu zawsze musza pojawiać się jakieś problemy, kłopoty, z którymi tak ciężko jest sobie poradzić? Może powinnam je odwiedzić i przeprosić, one pewnie też żałują tego. A może nie wiedzą o co tak na prawdę się zdenerwowałam? Ale jak tu się nie denerwować? Umówiłam się z nimi, że na koncert pójdzie z nami Anahi, one się zgodziły co mnie bardzo ucieszyło. Jednak gdy spotkałyśmy Any, one trzymały się kilka metrów od nas przez co zgubiły nas w tłumie, a gdy napisałam czy nie dojdą do nas, bo dopchałam się pod samą scenę, May napisała, że spotkała swoją koleżankę z roku. Wkurzyło mnie to, że mogą przebywać z dziewczynami z tej samej szkoły, ale gdy ja i Any jesteśmy ze szkoły artystycznej to jesteśmy tymi gorszymi. Jeszcze do tego okazało się  że one wracały z kimś innym, a dla mnie nie było miejsca. Całe szczęście Anahi była samochodem dzięki czemu to ona mnie odwiozła. Zabolało mnie to w jaki sposób mnie olały. Nie sądziłam, że po tylu latach znajomości będą w stanie zrobić coś takiego, a jednak...ale może wina leży tez po mojej stronie? Może nie potrzebnie wygarnęłam im wszystko tego samego dnia? Może powinnam trochę ochłonąć i na spokojnie z nimi o tym porozmawiać? W tym tkwi cały problem, kiedy coś mnie zdenerwuje nie potrafię czekać, aż mnie przejdzie. Od razu załatwiam sprawę, co nie koniecznie dobrze się dla mnie kończy.
-Dul, przebudź się i chodź do domu.-obudził mnie czyjś głos. Widocznie musiałam zasnąć, kiedy myślałam nad całą tą sprawą-Zmarzniesz tutaj.
-O matko, która jest godzina?-zapytałam zaspana.
-21 dochodzi.
-To trochę mi się tutaj pospało. Ale fajnie tak na jakiś czas wrócić do korzeni-powiedziałam uśmiechając się pod nosem.-A wróciła Anahi z Sabine?
-Tak wróciły jakąś godzinę temu. A teraz chodź bo się jeszcze przeziębisz, a dzisiejszy dzień nie był za ciepły-powiedział pomagając mi się podnieść z hamaka.
-Dziękuję, że po mnie przyszedłeś. A co z tatą?-zapytałam kiedy zamknęłam drzwi.
-Widziałem jak z komody z salonu brał albumy ze zdjęciami i zamknął się u siebie w gabinecie-powiedział Poncho, gdy przemierzaliśmy schody.
-Zajrzę do niego za chwilę, a Sabine zatrzymała się tutaj, czy w hotelu?
-Any nalegała, by została tutaj. Z resztą był jeszcze jeden wolny pokój gościnny-powiedział-Dobra ja już uciekam do Any-dodał po czym zniknął za drzwiami od ich pokoju.
-No tak musisz się nią nacieszyć. W końcu cały dzień bez niej-zaśmiałam się do sibie, gdy to powiedziałam. Jednak nie słyszał już tego Poncho. Już miałam otwierać drzwi do sypialni ojca, gdy usłyszałam jak z kimś rozmawiał.
-Kiedyś byłaś ty. Było inaczej, łatwiej. Byłaś sensem mojego życia, a po twojej śmierci?-ciężko westchnął-Nic nie jest takie same. Zostawiłaś mnie samego z dzieckiem. Nie wiedziałem co mam robić, jak się zachowywać. Z jednej strony to przez nią cię straciłem, ale z drugiej była tak podobna do ciebie, że stała się drugim powodem życia. Wiem, że nie zajmowałem się nią należycie, ale nie umiałem. Mimo wszystko za bardzo przypominała mi ciebie, nie umiałem się pogodził z twoją śmiercią...Gdy by nie mama nie wiem jak by się wszystko potoczyło. Bardzo jej dziękuję za to..Dulce wyrosła dzięki na nią na osobę pogodną, mimo tych wszystkich złych rzeczy, które jej się przytrafiły, życzliwą, przyjacielską i kochaną. Kocham najbardziej jak może kochać ojciec swoje jedyne dziecko. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie dałem jej tego odczuć, ale wiesz, że ciężko jest mi wyrażać emocje. Jednak dopiero teraz zrozumiałem, choroba pomogła mi to zrozumieć, że życie jest cholernie kruche i może...-na te słowa weszłam do pokoju. Ojciec siedział na łóżku i trzymał w ręku jakieś zdjęcie. Musiał płakać? Tak, bo gdy mnie zauważyła szybkim i zdecydowanym ruchem otarł oczy z łez.
-Tato nie musisz wstydzić się łez, to dzięki nim oczyszcza się nasz organizm  Po wypłakaniu się czujemy się lepiej, zdrowiej.-podeszłam do niego i go przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Zauważyłam co było powodem jego płaczu oraz do kogo mówił. Na zdjęciu było zdjęcie mojej mamy kiedy była w ciąży  a obok leżało kolejne zdjęcie. Trzymała mnie na rękach. Wzięłam je i się spytałam taty zaintrygowana nim:
-Czy mama nie umarła przy porodzie?
-Nie, urodziła cie z drobnymi komplikacjami, ale lekarze mówili, że to nic takiego. Po zrobieniu wszystkich badań zostałyście wypisane. Po wyjściu Alma była bardzo słaba. Kiedyś gdy zostawiłem was same, ona zemdlała. Gdy wróciłem ty płakałaś jak nigdy. Nie można było cię uspokoić. Pewnie wyczułaś, że z mamą jest coś nie tak-powiedział uśmiechając się do siebie-Pobiegłem szybko do łóżka i sprawdziłem co się jej stało. Szybko zadzwoniłem po pogotowie, w szpitalu powiedzieli mi, że z Alma* jest bardzo źle i nie wiadomo czy wyjdzie z tego cało..-rozpłakał się na dobre, a ja płakałam z nim. to było straszne. Przeze mnie zginęła kobieta, która uszczęśliwiała mojego ojca..Czułam się fatalnie.
-Przepraszam...-wyszeptałam
-Ale za co? Przecież nie masz za co mnie przepraszać. To my cię zmajstrowaliśmy. To nie jest niczyja wina, a jeżeli szukać już winnych to tylko w lekarzach.-zrobiłam pytającą minę, w końcu nie powiedział mi co było powodem śmierci mojej mamy-Aa..przepraszam, tak więc okazało się  że podczas porodu wdała się jakaś infekcja..
-Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?-zapytałam zaciekawiona odpowiedzią. Gdybym znała prawdę nie obwiniałabym się przez całe życie.
-Nie pytałaś się, a ja nie chciałem o tym mówić. To nadal mnie boli..-powiedział spoglądając na zdjęcie, gdzie mama uśmiecha się trzymając się za duży brzuch. Odruchowo się spojrzałam i też się uśmiechnęłam.
-Też lubisz sobie tak porozmawiać z mamą?
-Tak. To mnie bardzo uspokaja. A ty też tak robisz?
-Tak, tylko, że ja rozmawiam jeszcze z babcią... Tęsknie i za nią. Brakuje mi jej, jej śniadań, jej bajek na dobranoc, jej pouczeń-na same te wspomnienia uśmiechnęłam się do siebie, a łezka w oku się zakręciła.
-Wiem doskonale co czujesz. Też tęsknie i za swoją mamą. Pomyśleć, że niedługo...-zaczął mówić, ale wiedziałam jak chce dokończyć. Nie dałam mu dokończyć:
-Ja nie chce tego słuchać. Wyzdrowiejesz i jeżeli już umrzesz to śmiercią naturalną-powiedziałam stanowczo.
-Dobrze. Przepraszam cie, ale jestem zmęczony..
-oh dobrze, juz wychodzę. W sumie to nie wyspałam się za specjalnie na tym hamaku, wiec dobrze mi zrobi sen w ciepłym, milutkim łóżeczku-zaśmiałam się i poderwałam z łóżka ojca.
-Znów zasnęłaś? Gdy tam wychodziłaś i długo nie wracałaś to wiedzieliśmy z babcią, że tam sobie śpisz. Dobranoc skarbie-powiedział, po czym wstał z łóżka i pocałował mnie w czoło. Czułam się strasznie dobrze. Już dawno nikt mnie tak nie żegnał na dobranoc. Poczułam się wreszcie, jak dziecko. Czułam, że mam osobę, która jak kiedyś babcia, będzie mnie broniła przed złem na tym fałszywym świecie.
-Dobranoc.-powiedziałam wychodząc-Cieszę się, że przeszedłeś taką metamorfozę..-dodałam stojąc już w progu.
-Ja też się cieszę-odpowiedział mi uśmiechając się.

~*~
*tak miała na imię matka Dulce.

Tak więc i mamy 8 rozdział;d Trochę mnie posmuciła ilość komentarzy..;< ale mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Wiecie, czytając komentarze dostaje motywacji do dalszego pisania. Chyba, że nie chcecie, żebym pisała tego dalej?;>
Piszcie co wam się podoba a co nie;p to postaram się to zmienić;d no i wgl jak wam podoba się ten rozdział?;p

niedziela, 14 października 2012

Rozdział 7.


Perspektywa Dulce

     Mając klucz do domu bez problemu się do niego dostaliśmy. W środku było ciemno i cicho. Wszystko wskazywało na to, ze mój ojciec albo śpi, albo gdzieś wyszedł. Mimo wszystko weszliśmy na górę najciszej jak się dało. Any i Poncho poszli do jednego z pokoi gościnnych, a ja skierowałam się do swojego starego pokoju. Gdy naciskałam już klamkę coś podkusiło mnie, jakiś głos w mojej głowie, kazał mi zajrzeć do sypialni mojego ojca. Gdy weszłam do środka, pomieszczenie oświetlała lampka, stojąca w rogu na stoliku. Obok, przodem do okna stał czarny skórzany fotel. Widziałam tylko wystający czubek siwej głowy mojego ojca.
-Cieszę się, że jednak przyjechałaś-powiedział nagle tata przerywając tym samym ciszę panującą w pokoju. Skąd wiedział, że to ja? A no tak głupia ja. W oknie mogła mu się moja sylwetka odbić..
-Ja też-powiedziałam na tyle głośno, by mnie usłyszał-chyba-dodałam nie co ciszej.
-Czemu nie poszłaś spać?-zapytał się.
-Chciałam sprawdzić, czy śpisz, czy gdzieś wyszedłeś, bo była taka cisza w domu.-powiedziałam na jednym wydechu, jak to mam w zwyczaju, gdy chce szybko przekazać jakąś wiadomość.
-Mówisz tak jak Ona, jak twoja mama. Jesteś do niej bardzo podobna, z charakteru i z wyglądu. Bardzo mnie to cieszy. Nie chciałbym, żebyś była taka jak ja. Wiem doskonale, że nie poświęcałem ci wystarczająco czasu i wyzywałem się na tobie przy pierwszej lepszej okazji. -powiedział niekiedy robiąc przerwę w wypowiedzi. A do moich oczu napłynęły łzy. Powstrzymywałam się od płaczu mrugając, jednak nic to nie dało. Nie lubiłam gdy ktoś wspomina o mamie. To wspomnienie boli mnie. Mimo że nie znałam jej byłam z nią związana, w końcu to ona przez 9 miesięcy nosiła mnie w brzuchu.
-Też się cieszę, że nie jestem taka jak ty....-wyszeptałam tak by mnie nie słyszał, mimo że mnie krzywdził ja miałam dobre serce nie stałam się zawistną dziewczyną.
-Wiem-wymamrotał...Czyli jednak mnie  usłyszał..ale może to i dobrze? Wstał z fotela i zaczął się do mnie zbliżać. Nie wiedziałam, co chce zrobić, może mnie uderzyć za to co powiedziałam? Nie wiem.
-Idź spać. Jest późno, a ty na pewno jesteś zmęczona.-powiedział uśmiechając się do mnie nie pewnie i przytulił mnie? Tak. Przytulił mnie. Po 22 latach dowiedziałam się jak to jest przytulić ojca. Co prawda na początku stałam jak słup soli, zaskoczył mnie takim zachowaniem. Po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk. Czułam jak jego policzki się marszczą, uśmiechnął się. Ja też. Tak bardzo mi tego brakowało, przez te wszystkie lata chciałam, by po prostu mnie przytulił. Wiadomo, że miał jakieś przebłyski dobroci, ale nie trwały one zbyt długo.-Jutro czeka nas poważna rozmowa. Nas wszystkich. I to co mam wam do powiedzenia może się tobie nie spodobać...-powiedział, a ja odsunęłam się krok do tyłu. Chciałam zobaczyć jego wyraz twarzy, jednak nic nie mogłam z niego wyczytać-jak zawsze.
-Dobrze, dobranoc-powiedziałam i wyszłam z pokoju. Wiedziałam, że dzisiaj nic z niego nie wyciągnę.

~*~ 

     Rano obudził mnie hałas dobiegający z dołu. Niechętnie wstałam, przecierając zaspane oczy. Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam do salonu, bo właśnie stąd dobiegały hałasy. Stając w progu pokoju zobaczyłam jak para gołąbków rzuca się poduszkami i kłóci.
-Czy nie macie kiedy się wydzierać?-zapytałam ziewając, jednak ci darli się w najlepsze nie zauważając, że tutaj jestem.-Heeej!-krzyknęłam, a dwójka nagle stanęła na baczność.-Nie można drzeć się trochę później? Tutaj jeszcze niektórzy śpią-powiedziałam dość dosadniej. Anahi doskonale wie, że jeśli mnie ktoś obudzi potrafię być bardzo zła.
-Ale tylko ty spałaś. Poza tym Enrique kazał cie jakoś obudzić, bo robi naleśniki.-powiedziała Anahi.
-No właśnie. Wiem, że ciebie trudno dobudzić. Babcia nie raz to mi powtarza, a chyba wolisz to niż lany poniedziałek?-wzdrygnęłam ze strachu słysząc głos ojca za sobą. Nie chodzi tu o to, że się go boję czy coś takiego. Po prostu ma dość podobny niski głos jak Michel, a po ostatnich przygodach z nim żyję w strachu.
-To powinnam wam jeszcze podziękować za taka pobudkę -zapytałam ironicznie, a wszyscy pokiwali twierdząco głowami.-Niech wam będzie. Dziękuję bardzo-powiedziałam od niechcenia.-A tak w ogóle, która jest godzina?
-10 dochodzi-wtrącił Poncho, który od wejścia ojca siedział na kanapie i gapił się na ekran telewizora.
-A kiedy będą naleśniki?-zapytałam taty.
-Mój naleśnik!!Przypalił się-biegł spanikowany do kuchni, nie był świetnym kucharzem, ale proste naleśniki potrafił zrobić. Czasami udawało mu się nie przypalić...
-Dobra to ja pójdę szybko się ogarnąć-powiedziałam i w tej samej chwili odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na górę. Wzięłam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Gdy się ubierałam dobiegły mnie wołania z dołu:
-Dulce chodź już!
-Już, już! Dokończę się ubierać tylko-odkrzyknęłam im.

~*~

     Była już chyba 16, gdy wrócił do domu ojciec. Wszedł do salonu, gdzie całą trójka leżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakiś film.
-Możemy teraz porozmawiać?-zapytał się tym samym zwracając nasza uwagę na jego osobę.
-Jasne, kiedyś musimy.-powiedziałam siadając.
-Możesz wejść-powiedział tata, a zza ściany wyłoniła się postać kobiety o krętych blond włosach. Pomyślałam sobie, że to jego kochanka, że chce mi ją przedstawić, ale po co kazał przyjechać Anahi i Poncho. A czy on wie, że Any i Alafonso są razem? Pewnie tak. Mogli mu przecież powiedzieć kiedy jeszcze spałam.
-Kto to jest?-zapytałam się przerywając ciszę.
-Więc może zacznę od wyjaśnienia pewnych spraw związanych z tobą. Kilka dni przed twoim zakończeniem roku zemdlałem. Ocknąłem się w szpitalu. Nawet nie wiem jak się tam znalazłem. Zrobili mi w szpitalu kilka badań. Okazało się, że mam guza.-gdy to usłyszałam zamarłam-Na szczęście zostało to wcześnie zdiagnozowane, więc są jeszcze jakieś szanse na dłuższe życie. Lekarze mnie wypuścili, a ja zrobiłem się jeszcze bardziej nerwowy. Myślałem tylko o tej chorobie. Zamykałem sie w gabinecie i godzinami przeglądałem internet w poszukiwaniu jakiś informacji o leczeniu. Kiedy ty wychodziłaś na zakończenie roku ja siedziałem zamknięty w gabinecie. Słyszałem jak rozmawiasz z Anahi..
-Przepraszam, nie myślałam, że ty..-wtrąciłam mu szybko, ale i tata nie dał mi dokończyć mojej wypowiedzi.
-Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co. Zadzwoniłem do ciebie wtedy i skłamałem, że mam ważne spotkanie. Jednak gdy wyszłaś ramka z twoim zdjęciem i zdjęciem babci spadło przez podmuch wiatru. Gdy wstałem by je podnieść ze stolika spadły kluczyki od samochodu. Głos w głowie kazał mi jechać na zakończenie-i tak zrobiłem.-gdy powiedział ojciec, że jednak pojechał na mój występ w moich oczach pojawiły się łzy. Byłam szczęśliwa, że mimo wszystko przyjechał mnie zobaczyć.-Gdy dojechałem na miejsce zdążyłem akurat na twój występ. Gdy widziałem cię jak śpiewasz, jak tańczysz, byłem z ciebie tak bardzo dumny, tak cholernie szczęśliwy, że Bóg obdarzył mnie takim dzieckiem jak ty.-mówił to wszystko tak prawdziwie, ale jakoś nie potrafiłam mu uwierzyć, może to wszystko za szybko do mnie dotarło.
-Tak? Jesteś ze mnie dumny? To dlaczego nie zwracałeś uwagi na to co robi ze mną Michel?-zapytałam ze łzami w oczach i wstając z kanapy.-Zamykałeś się z nim w swoim gabinecie, a gdy weszłam do was słyszałam tylko: "wyjdź i nie przeszkadzaj."
-Miałaś prawo to tak odebrać, ale ja z nim właśnie o tobie z nim rozmawiałem. Pytałem się go o to, jak wam się układa.-powiedział, a ja mu nie wierzyłam. Nie wierzyłam w to, że się tym interesował.
-Tak? I czego się dowiedziałeś? Powiedział ci, że mnie potrafi uderzyć, gdy coś mu się nie podoba, że mnie gwałci gdy ma ochotę..? No słucham powiedział ci o tym?-teraz na dobre się rozpłakałam, nie miałam już siły ich powstrzymywać. Widziałam jak ojciec się zdziwił, gdy mu to powiedziałam. Z resztą nie tylko on, bo i Poncho się zdziwił. Jedynie Anahi spuściła w dół głowę-ona znała prawdę.
-Powiedział mi tylko, że kiedy chce bierze to co mu się należy. Powiedziałem mu, że tak nie należy postępować z kobietami, bo tak nie wypada...
-Tak i po tych twoich rozmowach był jeszcze bardziej brutalniejszy..Nie wiesz co ja przeżywałam. Czułam się brudna..jak dziwka!-wykrzyczałam.
-Nie miałem pojęcia...Przepraszam...
-Nie przepraszaj mnie. Ja się już przyzwyczaiłam.-powiedziałam oschle.-Masz mi jeszcze coś do powiedzenia?-zapytałam odwracając się
-Gdy cie uderzyłem..pojechałem na cmentarz..
-To ty byłeś? Przecież ty nigdy tam nie jeździsz. Po co tam pojechałeś?
-Chciałem to pojechałem, ale musiałem, chciałem odwiedzić mamę..Porozmawiać z nią, poradzić się jej. Nie zrozumiesz tego, ale kiedy jestem na cmentarzu i siadam koło pomnika czuję jakby  ona siedziała razem ze mną. Ona rozmawia ze mną.-wyjaśnił.
-Rozumiem cię, bo ja mam tak samo..Jeszcze coś masz mi do powiedzenia?-zapytałam.
-W sumie to bardziej Anahi-powiedział po czym przeniósł swój wzrok ze mnie na blondynkę.
-A co ma mi pan do powiedzenia?-zapytała zaskoczona dziewczyna
-Wiem jak bardzo chciałaś odnaleźć mamę, popytałem trochę i znalazłem.-powiedział na co i ja jak i pozostała dwójka zrobiła wielkie oczy.
-Ale jak to...
-Tak...to ja nią jestem-zabrała wreszcie głos kobieta, która do tej pory siedziała i przysłuchiwała się rozmowie.

~*~

Tak więc dzisiaj zabrałam się i od rana pisałam ten rozdział..nie wiem co o nim sądzić. Wprowadziłam nową bohaterkę, która nie ukrywam będzie się przeplatać. Tak wiec zapraszam do odwiedzania notki z bohaterami. 
Rozdział dość krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba;) 
Napisałam sobie plan całego opowiadania i doszłam do wniosku, że będzie to taka mała trylogia. 


15komenatrzy = nowy rozdział

środa, 10 października 2012

Rozdział 6.


Perspektywa Anahi

     -Wreszcie wyznałam, wyznaliśmy jej prawdę. Szczerze mówiąc dziwie się sobie, że nie powiedziałam jej o tym wszystkim dużo wcześniej, na samym początku, ale ja się bałam jej reakcji. Teraz wiem, że nie potrzebnie. Cieszyła się naszym szczęściem, mimo że sama nie ma wielu powodów do szczęścia. Życie i mnie nie rozpieściło, ale ja tylko straciłam rodziców. Mam przyjaciół, kochającego chłopaka, a Dulce nie ma ani kochającej rodziny, ani chłopaka. Zostali jej tylko przyjaciele. Kiedyś miała jeszcze tego 'chłopaka', a teraz? Szantażuje ją, śledzi, ciekawie co jeszcze?-leżałam sobie na łóżku w objęciach Poncha. On już spał, a ja nie mogłam usnąć. Za dużo myśli krążyło po mojej głowie. Jeszcze do moich rozmyślań dołączył temat moich rodziców. Matka oddała mnie, zaraz po narodzinach, była młoda, nie miała pracy, nie miała z czego nas utrzymać. W sumie to nie mam jej tego za złe. Przynajmniej w domu dziecka nie chodziłam głodna, zawsze ktoś się mną interesował. A gdybym została z nią to kto wie jak by się to dla mnie skończyło. Z roku na rok chciałam ją coraz bardziej spotkać, porozmawiać. W domu dziecka niestety nie chcieli mi podać żadnych konkretnych informacji. Z ledwością dowiedziałam się, dlaczego mnie oddała. Jednak nadal mam nadzieję, że ją odnajdę.
-Kochanie, czemu nie śpisz?-zapytał się mnie nagle Alfonso.-nie bój się-dodał z uśmiechem, gdy wyczuł, że się wzdrygnęłam.
-Jakoś nie mogę-powiedziałam ze smutkiem w głosie.-I więcej mnie tak nie strasz-uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w czubek nosa.
-To możee..-powiedziała nachylając się nade mną i zaczął mnie całować. Najpierw delikatnie, a później z coraz większą namiętnością. Wiedziałam do czego to doprowadzi, a dzisiaj nie miałam nastroju, więc się od niego oderwałam.
-Przepraszam kochanie, ale dzisiaj nie mam ochoty-powiedziałam odwracając głowę w przeciwną stronę.
-Ej, Miśku Poncho złapał za mój podbródek i przekręcił moją twarz w swoja stronę, tak że teraz patrzyłam mu się prosto w oczy.-Przecież nic na siłę-powiedział i się czule uśmiechnął, po czym pocałował mnie w czoło i położył obok mnie.

*rano*

     Przebudziłam się i zamkniętymi oczami dotknęłam miejsca, w którym leżał Poncho. Jednak zamiast jego ciepłego ciała wyczułam zimną poduszkę  Otworzyłam oczy i je przetarłam. Rzeczywiście, Alfonsa nie było już obok mnie. Usiadłam na brzegu łóżka i patrzyłam się przez okno.  Pogoda była piękna, co rzadko się zdarza w Londynie. Promienie ciepłego, letniego słońca wpadały do pokoju i padały na moją zaspaną twarz. Siedziałam tak jeszcze chwilę. Nic mi się przeszkadzało, w całym domu panowała nieskazitelna cisza.
-Hej, mam nadzieję, że cię nie obudziłem-ową ciszę przerwał dzwoniący telefon, nie patrząc się kto dzwoni odebrałam. Jednak po pierwszych słowach poznałam, że dzwoni mój chłopak.
-Cześć, niee, nie obudziłeś. Kilka minut temu się przebudziłam, ale nie było cię koło mnie. Gdzie jesteś?-zapytałam lekko zmartwiona.
-Od 8 jestem w wytwórni, musiałem pozałatwiać sprawy związane z wyjazdem.
-No tak rozumiem-uśmiechnęłam się do słuchawki-A w ogóle to która jest?
-10.15 miśku. Trochę ci się pospało-roześmiał się.
-Oj no..i co z tego? Wiesz, że poprzedni dzień był i dla mnie i dla Dulce bardzo męczący i stresujący. Swoją drogą, Dulce jeszcze śpi, muszę ją iść za chwile obudzić. A ty kiedy wrócisz? O 14 moglibyśmy pójść na posterunek-zaproponowałam.
-No dobrze. Za jakąś godzinę, albo trochę później powinienem być w domu. Jeszcze mam jedno spotkanie z chłopakami z One Direction-powiedział-o właśnie już przyszli. Musze kończyć. Pa kochanie-pożegnał się i rozłączył, a ja wstałam i poszłam do garderoby. Tam wybrałam zestaw i wraz z nim udałam się do toalety, gdzie wykonałam poranna toaletę.  Wychodząc na korytarz usłyszałam dobiegającą z pokoju Dulce głośno nastawioną muzykę. Stojąc przy drzwiach złapałam za klamkę.

Posłuchaj tego: KLIK

Usłyszałam, że ona płacze. Nie czekając chwili dłużej, bez pukania wpadłam do jej pokoju.  Przyjaciółka siedziała w ciemnym pokoju, ponieważ okna były zasłonięte. Opierała się o łóżko, a w ręku trzymała telefon. Podbiegłam do niej i ja przytuliłam. Widziałam, że jej twarz była strasznie napuchnięta od płaczu. Nic mi nie powiedziała tylko podała telefon. Tam przeczytałam kolejna wstrząsającą wiadomość, a raczej groźbę.

"Nie myśl, że będziesz z kimś innym. Jeśli ja nie będę z tobą to i nikt inny!!"
od:Michel

Gdy to przeczytałam moje serce podeszło pod gardło. Przeraziłam się i to bardzo. Nie dziwi mnie, że Dul płacze, aczkolwiek ana nigdy nie pokazywała, że płacze. Uważała to za oznakę słabości, a ona od dzieciństwa musiała być osobą twardą. Każda oznaka słabości byłaby radością i satysfakcją dla jej ojca. Rzadko, bardzo rzadko pozwalała sobie na taki upływ emocji.
-Dulce, kochanie nie martw się. Dzisiaj pójdziemy na policję, złożymy zeznania i złapią go...-dobrze, że ugryzłam się w język, bo chciałam dodać 'kiedyś'-Będzie dobrze. Zobaczysz.-próbowałam ja pocieszyć. Widziałam jak bardzo ją dotknęła ta sprawa. Z resztą sama bym się nie spodziewała, że Michel będzie zdolny do zastraszania kogokolwiek.
-Nie!-krzyknęła Dulce i poderwała się na równe nogi-Nic nie będzie dobrze. Nie widzisz, co on ze mną zrobił i co zrobił ze mną mój ojciec? Ja już nie daję sobie rady. Kiedyś, czyt. 2 miesiące temu, było jakoś lepiej, ale nie teraz  Teraz jestem wrakiem człowieka. Codziennie udaję kogoś kim nie jestem. Uśmiecham się choć w głębi siebie potwornie cierpię -mówiła patrząc się na mnie z góry. W jej oczach widziałam złość, ale też i lęk.
Nic nie mówiąc wstałam i ja przytuliłam. Nie wiedziałam co jej powiedzieć. Nie znalazłam się w takiej sytuacji jak ona, nie wiedziałam dokładnie co przeżywa. Czułam się przez to fatalnie, chciałam jej pomóc, a nie potrafiłam.
-Przepraszam cie. Nie powinnam.-powiedziała Dulce
-Ale nie masz mnie za co przepraszać. Zdaję sobie sprawę, że nie wiem co cie dokładnie trapi-przyznałam
-Wiem, ale to nie pozwalało mi na ciebie krzyczeć-powiedziała odsuwając się ode mnie i spojrzała mi się w oczy.-Przepraszam
-Oj już mnie tak nie przepraszaj tylko idź się umyć ubrać i schodź na dół zrobimy śniadanie i musimy przyjść się spakować. Jeszcze Poncha musimy też spakować, bo wyszedł do pracy-powiedziałam uśmiechając się do niej.
-Tak jest pani generał!-zasalutowała mi ze śmiechem na ustach, widziałam, że ciężko było jej się z nim przemóc  jednak udało się jej. Razem wyszłyśmy z sypialni, ale na korytarzu się rozdzieliłyśmy  Zeszłam na dół, do kuchni. Tam zabrałam się za robienie śniadania.  Gdy kończyłam już je robić w drzwiach stanęła Dulce ubrana jak zwykle po swojemu. Kompletna odwrotność mnie, ale za to się tak kochamy.
-Zrobiłaś..-nie dałam jej dokończyć, bo wiedziałam o co chce się zapytać. Podałam jej talerzyk z kanapkami i podstawiłam kubek z gorącą kawą.-Czytasz mi w myślach-powiedziała z uśmiechem siadając przy wysepce i gryząc jeden kawałek kanapki.
-Tak wiem-powiedziałam pełna dumy.-Zjemy to, posprzątamy i pójdziemy się pakować, a w między czasie zrobimy coś na szybko na obiad.
-Dobra-powiedziała moja przyjaciółka z pełną buzią, wyglądała bardzo zabawnie.

~*~

     Pakowanie nie zajęło nam dużo czasu. Po około godzinie byłyśmy gotowe. Walizki zostawiłyśmy w garderobach, bo były ciężkie.
-Czas zabrać się za obiad-powiedziałam ciągnąc Dul za rękę w stronę schodów. Gdy byłyśmy w połowie schodów drzwi frontowe się otworzyły.
-Cześć kochane!-krzyknął wyłaniający się zza drzwi Alfonso.-Mam nadzieję, że nie robiłyście jeszcze obiadu?
-Nie, a co?
-Bo..-i zza pleców wyjął opakowanie z pizza. Spojrzałam się na Dul i się uśmiechnęłyśmy  Byłyśmy zadowolone, bo dzięki temu mieliśmy jeszcze więcej wolnego czasu.
-Bardzo dobrze, że ja kupiłeś. Nie sądziłam, że tak dobrze wykorzystasz swoje szare komórki-powiedziała Dulce schodząc do niego i łapiąc jedzenie.
-Masz i idź jeść żarłoku jeden-powiedział ze śmiechem.
-Tak, masz rację. Zjem całą przez to!-powiedziała, wystawiając mu język i poszła do kuchni z pizzą.
-Cześć kochanie.-podeszłam do niego i go pocałowałam-dlaczego mnie nie obudziłeś jak wstałeś?-zapytałam, trzymając ręce na jego szyi.
-Bo tak ładnie spałaś i nie miałem serca cie budzić-powiedział szturchając w mój nos.
-Oj no dobrze wybaczę ci tym razem-powiedziałam uśmiechając się do niego słodko-ale teraz musimy iść do kuchni, bo za chwilę możemy zobaczyć tylko puste pudełko-zażartowałam po czym ruszyliśmy w stronę, gdzie przebywała Dulce.
-Nie jestem aż tak wredna i zostawiłam wam trochę-powiedziała uśmiechając się do nas i wręczając pół pizzy.
-Dziewczyno?! Czy ty sama przez ten ułamek sekundy zjadłaś pół pizzy?!-zapytał zdziwiony Alfonso. Jego siostra pokiwała jedynie głową twierdząco.
-Przecież starczy wam tyle, nie?-zapytała się dość idiotycznie, ale taka już była. Uśmiechnęłam się jedynie i zabrałam się za jedzenie pozostałego jedzenia.
-Już nie marudź tak, tylko zjedz tyle ile jest. Przed lotem jeszcze możemy skoczyć do jakiegoś baru-zaproponowałam, gdy zauważyłam, że mój chłopak jeszcze nie je.
-Tak, tak już jem-powiedział.
Po zjedzeniu włoskiego przysmaku i posprzątaniu w pomieszczeniu poszliśmy na górę.
-Jesteś już spakowany-powiedziałam w stronę Poncha.
-Bardzo się cieszę-przyznał i się uśmiechnął do mnie.
-Najpierw znieś swoje walizki, a później nasze-zaproponowała Dul, tym samym przerywając nam patrzenie sobie w oczy.
-No co ty kochanie nie powiesz?-zapytał ironicznie Alfonso i się uśmiechnął głupawo pod nosem. Gdy znikł za drzwiami do swojej garderoby, my poszłyśmy do naszej. Tam wzięłyśmy te najlżejsze, by odciążyć chłopaka.

~*~

     Dojechaliśmy pod posterunek, tak jak planowaliśmy  Dulce siedziała wbita w fotel i patrzyła się tępo w jeden punkt. Widać było, że się boi.
-Ejj, wiecie co, może damy sobie spokój? On niedługo zapomni o mnie-powiedziała chyba sama nie wierząc w to co przed chwilą powiedziała.
-Niedługo?! To znaczy kiedy? Jutro? Za tydzień? Za miesiąc? Za rok?-podniósł głos Alfonso, który nie wierzył, że ma tak słabą siostrę-Jeśli teraz tego nie zrobisz to nigdy się ponownie nie zbierzesz. Teraz masz nas przy sobie.
-Dulce, czy ty wierzysz w to co przed chwilą powiedziałaś? Bo mi się wydaję, że nie bardzo-wtrąciłam swoje trzy grosze.
-Ale wy nie rozumiecie. Ja się go boję, jego reakcji. Wy go nie znacie tak jak ja. Wiem do czego jest zdolny, jak mo..-urwała, nie dokończyła. Głos się jej załamał, a w oczach widać było łzy. Spojrzałam się na Poncho. W jego oczach widziałam troskę, ale też złość i chęć zemsty. Nie dziwie mu się. Sama mam ochotę zemścić się na nim za to wszystko.
-Nie martw się. On cię nie znajdzie. Nie wie gdzie mieszkamy. Wszystko jakoś się ułoży.-powiedziałam, by podnieść ja trochę na duchu.-A teraz bujnijmy swoje dupska i ruszamy do budynku. Miejmy to już za sobą-dodałam uśmiechając się. Przyjaciółka odparła tylko wymuszonym, sztucznym uśmiechem.

     -Dzień dobry-powiedziała niepewnie Dulce do pierwszego napotkanego funkcjonariusza-chciałabym złożyć zeznania.
-Dobrze, a o co dokładnie chodzi-powiedział wskazując krzesło, które stało przed biurkiem, by na nim usiadła.
-Więc..chodzi o...no bo..-zaczęła się jąkać
-Więc może ja powiem to za nią-wtrącił szybko Poncho.
-Dobrze, a kim pan jest?-zapytał się jeszcze policjant.
-Jestem kuzynem tej dziewczyny. A chodzi o jej byłego chłopaka. Nie daje jej spokoju. Grozi jej.-dodał Alfonso, gdy zauważył, że policjant nie bierze tego jakoś na poważnie.
-Od jak dawna to trwa?-zapytał się policjant.
-Od kilku dni..-pomyślała Dulce-tak. Na pewno od kilku dni.
-Dobrze, a macie może jakieś dowody, czy coś takiego?-zapytał się po zanotowaniu czegoś w swoim notesie.
-Tak, już panu daje.-powiedziałam grzebiąc w torebce-Proszę-dodałam wręczając mu wydrukowane groźby.
-Aa.. i jeszcze są w moim telefonie-powiedziała Dulce-proszę-wręczyła aparat mężczyźnie siedzącemu na przeciwko niej.
-Dobrze, zajmiemy się tą sprawą. Proszę jeszcze podać mi dane personalne tej osoby oraz jeśli to możliwe zdjęcie.
-Michel Gurfi. Gdzieś je...O jest proszę bardzo.-powiedziała Dulce-Proszę to załatwić jak najszybciej to możliwe. Ten człowiek jest nieobliczalny-dodała
-Dobrze postaramy się-powiedział wstając z krzesła i żegnając się z nami.-W razie potrzeby skontaktujemy się z panią. Do widzenia-powiedział i podał wszystkim po kolei rękę.
Gdy wyszliśmy z budynku każdy odetchnął z ulgą. Teraz został tylko lot i odwiedziny ojca Dul. Swoją drogą to bardzo ciekawe czego on od nas wszystkich chce.
-No to co mamy jeszcze ze 2 godziny do odlotu, więc może pójdziemy gdzieś do baru? Albo MSC?-zapytała Dulce, jak wiecznie głodna.
-Nerwy ci puściły, że możesz jeść?-zapytałam się podśmiewając się z jej wilczego apetytu.
-Tak, żebyś wiedziała.
-Pójdźmy lepiej do MSC-zaproponował Poncho-będzie bliżej później na lotnisko, poza tym nie jestem, aż tak głodny, żeby iść do baru. Shake mi wystarczy w zupełności-dodał uśmiechając się do nas.

~*~

     Na lotnisku odprawa nie trwała długo, co mnie bardzo ucieszyło. W mgnieniu oka siedziałyśmy na swoich miejscach w maszynie. Dulce siedziała od okna, ja w środku, a Poncho obok mnie. Dulce kompletnie nie zwracała na nas uwagi, odpłynęła w świecie muzyki, czyli w czymś co kochała. Ja sama usnęłam z opartą głową na ramieniu Alfonsa.
   Obudził mnie mój chłopak, który mnie szturchnął.
-Czas wstawać. Za chwilę lądujemy-powiedział uśmiechnięty.
-Cały lot przespałam?-zapytałam lekko zdziwiona tym faktem.
-Owszem-powiedział uśmiechając się.
-Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy-rozległ się miły głos stewardesy w głośnikach.
-Przynajmniej się nie denerwowała i nie miała czarnych wizji-powiedziała Dul.
-Oj przestań-warknęłam.
-O matkoo..co się dzieję?-zapytałam spanikowana.
-Właśnie wylądawliśmy-uciął Poncho.


~*~
No i wreszcie go dodaję;d YEAH! Wiem, że powinnam dodać go szybciej, ale nie miałam go skończonego;< Do tego wreszcie mam przygotowaną całą historię tego opowiadanie;d i mówię, że będzie się działo;d
Piszcie co sądzicie o rozdziale, bo jestem ciekawa co o nim sądzicie:) 

Zapomniałam Wam wcześniej napisać, ale postać Carlosa jest dodana do bohaterów, jednak będę musiała je i tak z czasem aktualizować xD

Chcę też bardzo, ale to bardzo podziękować za te 22 komentarze;) 

15komentarzy = nowy rozdział

piątek, 5 października 2012

Rozdział 5.


     Całą drogę w samochodzie panowała martwa cisza. Doskonale wiedziałam, że Anahi jest zła na mnie za to, że nie powiedziałam jej o Harrym. Ale ja też powinnam być na nią zła, bo nie mówi mi całej prawdy o sobie i Alfonsie. Więc tak jakby jesteśmy teraz kwita. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała jej o nim powiedzieć, ale nie sądziłam, że tak szybko to nastąpi..Chociaż, czy ja wiem czy tak szybko? Od dwóch lat jej chce o tym powiedzieć, ale nigdy nie miałam okazji.
-Dziękujemy, do widzenia-powiedziałam wysiadając z taksówki, gdy byłyśmy już na miejscu. Anahi dalej milczała, nawet się na mnie nie patrzyła. Czułam, że muszę to wyjaśnić, ale wiem, że jeśli zacznę wyjaśniać i tę sprawę zażądam wyśnień odnośnie Any i Poncha. Uznałam, że lepiej będzie jeśli poczekam na mojego brata i wtedy usiądziemy w salonie i na spokojnie sobie wszystko wyjaśnimy.
Anahi poszła na górę do siebie, a ja zostałam jeszcze na chwile na dole. Poszłam do kuchni, bo strasznie chciało mi się pić. Wyjęłam z lodówki karton z sokiem pomarańczowym, a z szafki wyjęłam kubek i z tym poszłam do siebie. Przechodząc obok pokoju blondynki usłyszałam jak rozmawia.
-Tak widziała je i pytała się o nie. Zmyśliłam coś na poczekaniu, ale wątpię  żeby odpuściła to. Z resztą doskonale wiesz jaka ona jest. Nie odpuści tak łatwo, zwłaszcza, że chyba się domyśla, że coś jest nie tak. Musimy jej powiedzieć.-i ucichła. Było słychać jak chodzi po pokoju w te i z powrotem. Denerwowała się. Nie muszę jej widzieć, by to wiedzieć. Z resztą kto, jak się denerwuje nie chodzi po pokoju? Gdy usłyszałam jak podchodzi pod drzwi szybko uciekłam do pokoju. Poszłam do stolika i odstawiłam sok i kubek. Krzątałam się po pokoju jak oszalała, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że nie dawała mi spokoju sprawa z Anahi i Poncho. Nie sądziłam, że oni mają aż tak DOBRY kontakt ze sobą po jego wyjeździe. Kiedy ich poznałam ze sobą byli dość wrogo do siebie nastawieni, ale z dnia na dzień to się zmieniało-co mnie bardzo cieszyło. Po kilku miesiącach ich kontakt był już rewelacyjny, byli dla siebie jak rodzeństwo. Wreszcie miałam takie rodzeństwo jakie chciałam. Anahi była dla mnie od samego początku jak siostra z resztą działało tak samo w drugą stronę. Ja miałam jeszcze teoretycznie ojca, ale praktycznie byłam sierotą tak jak Anahi. Moje rozmyślania przerwała mi wiadomość. Myślałam, że to Harry napisał, ale moja mina zrzedła, gdy go przeczytałam.

'Dwa razy mi uciekłaś, ale trzecim razem ci się nie uda.'
od:Michel

No pięknie..Jeszcze jego mam na głowie. Co on ode mnie chce. Niech da mi święty spokój. Przecież ja mu nie jestem w niczym potrzebna, a i tak traktował mnie od dłuższego czasu jak dziwkę. Serio...A ja głupia nie umiałam mu się postawić, a gdy to zrobiłam, ten dalej mnie prześladuje. I znów kolejna wiadomość.

'Kochanie wiem, że Cię zraniłem, ale teraz nie jesteś bezpieczna w Londynie. Postaraj się wrócić do Meksyku. Musze Ci jeszcze o czymś powiedzieć, ale to nie jest na telefon.'
od:tata

Ta wiadomość jeszcze bardziej mnie zdziwiła, ale wiedziałam też, że jest to coś poważnego. W końcu nie pisałby mi czegoś takiego bez powodu. Co on może chcieć ode mnie? Czy to jest związane z Michelem? Mam więcej pytań niż odpowiedzi, a to nie podoba mi się..Muszę jechać do ojca i się dowiedzieć o co chodzi. Anahi i Alfonso nie pozwolą mi samej jechać, ale muszę to załatwić.

'Już bukuje sobie bilet na najbliższy lot. Mam nadzieję, że jest to ważne. Mam być sama, czy jak?'
do:tata

Zapytałam się go na odczepne, bo może chce też coś i od Poncho. Nie wiem co mu po tej łepetynie siwej chodzi.

'Przyjedź z Poncho. Anahi też może przyjechać. To jest na prawdę bardzo ważna sprawa'
od:tata

Czyli jednak coś poważnego. Z jednej strony cieszę się, że kazał przylecieć nam wszystkim  bo trochę bałam się sama tam wracać. Tak jak mówiłam nie wiem co on chce zrobić. Zarezerwowałam trzy bilety na jutro o 18. Mam nadzieję, że Alfonso znajdzie czas i poleci z nami. Gdy o nim pomyślałam wszedł do domu. Zeszłam do niego przy okazji zaglądając do pokoju Any, by zawołać ja na dół.
-Chodźcie do salonu. Musimy porozmawiać-mówiąc to szłam do salonu. Usiadłam wygodnie na fotelu, a chłopak z dziewczyną usiedli na przeciwko mnie, zajmując kanapę.
-Więc może wyjaśnisz nam po co nas tu zebrałaś?-zapytał Poncho spoglądając na Anahi. Byli trochę zdenerwowani.
-Tak. Są 3 sprawy, które musimy omówić.-powiedziałam poważnie-Chcecie najpierw porozmawiać o was, czy może o mojej znajomości z Harrym, czy o jutrzejszych planach?-zapytałam patrząc się na dwójkę siedzącą przede mną, która nie wiedziała kompletnie o co chodzi.
-Więc może zacznijmy od ciebie i Harrego, potem przejdziemy do nas, a na koniec zostawimy sprawę z planami na jutro.-powiedziała Anahi
-Tak więc dobrze. Alfonso wie jak poznałam Harrego. Czas opowiedzieć o tym i tobie.-dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i spojrzała się w stronę chłopaka.-Otóż znam go jeszcze dłużej od ciebie, będzie z jakieś 5 lat. Poznałam go, gdy był w Meksyku. Przeprowadził się tam wraz z rodzicami, w sumie to nawet nie wiem po co. Zamieszkał po sąsiedzku ze mną. Stąd go tak dobrze znam. Harry nie był wtedy sławny, chodził do mnie do szkoły.  Widywaliśmy się cały czas. Stał się moim najlepszym przyjacielem, znał moją rodzinę, tzn. babcię, bo ojca wiesz jak jest. Jego mama była dla mnie bardzo miła. Dobrze się dogadywałyśmy. Jednak chłopak w wakacje przed rozpoczęciem przeze mnie studiów wyjechał z powrotem do Anglii. Nadal utrzymywaliśmy kontakt. Ot co nasza historia-powiedziałam, a Any kiwała głową w zrozumieniu.
-Bardzo miły i sympatyczny chłopak, sława go nie zmieniła.-powiedział Poncho.
-Wiem-powiedziałam uśmiechając się- ale dobra teraz pomówmy sobie o was. Doskonale wiem, że okłamałaś mnie odnośnie zdjęcia.-powiedziałam w stronę Anahi. Ta spojrzała się porozumiewawczo na chłopaka. Mój wzrok przeniósł się na ich ręce  splecione palce w uścisku.-Jesteście razem?! I nie powiedzieliście mi? Ukrywaliście to przede mną? Jak tak można!? Jak długo to trwa?-zadawałam miliony pytań, a tamci nic się nie odzywali. W końcu Poncho zaczął mówić.
-Tak więc jesteśmy ze sobą od ostatniej mojej wizyty w Meksyku, czyli od...-zaczął się zastanawiać, a Anahi rzuciła mu mordercze spojrzenie. Zaczęłam się śmiać-no przecież wiem, że od kwietnia. Tylko chciałem sprawdzić jak się zachowasz uśmiechnął się do niej i lekko pocałował ją w usta. Trochę nieswojo się poczułam oglądając ich całujących się.
-Więc może przejdę teraz do jutrzejszych planów-przerwałam im te chwile, ale nie mogłam już się na nich patrzeć. Czułam się jakoś tak na prawdę dziwnie. Jakbym siedziała w parku na ławce i patrzyła się na parę zakochanych ludzi całujących się. Wiem, że kiedyś sama tak robiłam, ale kiedy człowiek jest sam, albo chce być kochanym to ten widok go najbardziej denerwuje.
-Jasne, przepraszam już cię słuchamy.-powiedziała Anahi
-Tak więc ojciec napisał do mnie-chłopak z dziewczyną otworzyli buzi ze zdziwienia i powiększy się im oczy-heh..-westchnęłam-wiem, że to dziwne, ale kazał mi przyjechać razem z wami, bo ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia. I jest coś jeszcze..-zaczęłam nie pewnie. nie wiedziałam do końca, czy im powiedzieć o wiadomości od Michela. Poza tym Alfonso nie wie nawet o tym człowieku śledzącym nas. No tak..Teraz mnie dopiero olśniło! To oczywiście był Michel. Kto inny? I jeszcze ten sms. Tak to on!
-Czy chcesz mu opowiedzieć co się działo zanim przyjechałyśmy do studia?-zapytała się Anahi
-A co się działo?-zapytał zaniepokojony Alfonso
-No bo ktoś nas śledził, ale spokojnie wiem już kto to był-powiedziałam spokojnie.-W dobrej chwili uświadomiłam sobie, że jeśli pobiegniemy do domu to dowie się gdzie mieszkamy, dlatego zamówiłam taksówkę i pojechałyśmy do wytwórni-wytłumaczyłam szybko.
-Ale jak to?-zapytał zmartwiony i spojrzał na blondynkę, która jedynie pokiwała głową.-Wiesz kto był i jeszcze nie mówisz? Gadaj natychmiast!-ponaglił mnie chłopak.
-To był Michel.-powiedziałam patrząc się w podłogę. Tak wstydziłam się. Wstydziłam się za to, że byłam związana z nieobliczalnym człowiekiem.
-Skąd ta pewność-spytała się Anahi. Pokazałam jej telefon. Przeczytała go na głos, by Alfonso wiedział, co jest napisane.-Dulce, skarbie musimy iść z tym na policję. Oni muszą coś z tym zrobić. O której jest jutro lot?-zapytała się jeszcze.
-O 18.
-To dobrze. Wezmę tydzień wolnego w pracy i wszystko pozałatwiamy. Chce być przy Tobie siostrzyczko-podszedł do mnie i mnie przytulił-Jutro przed odlotem pójdziemy zgłosić sprawę na policje, wyjaśnimy im wszystko co i jak i wtedy z czystym sumieniem polecimy do twojego taty. Swoja droga ciekawe co chce ci powiedzieć, nam wszystkim-zastanowił się.
-Dobrze zrobimy jak chcesz, ale nie sądzę, że trzeba w to wszytko angażować policję-wypowiadając te słowa Any i poncho spiorunowali mnie spojrzeniem-Dobra poddaje się. Zrobimy jak chcecie. A co do ojca, to napisał, żebym wróciła, bo nie jestem tutaj bezpieczna i musi mi coś ważnego powiedzieć.
-Jutro, albo bardziej pojutrze dowiemy się co miał na myśli twój ojciec.-powiedział Poncho.-A teraz co powiecie na jakiś film?
-Nie, ja dziękuję. Jestem zmęczona i chce jak najszybciej zakończyć ten okropny dzień. Poza tym dużo wrażeń dziś było. Pozwolę wam się nacieszyć sobą-powiedziałam ziewając i wyszłam z salonu. Zahaczyłam jeszcze oczywiście o kuchnie, gdzie zrobiłam sobie coś na szybko do jedzenia. Picie miałam już na górze, wiec tego nie brałam.
Będąc w pokoju wzięłam laptop i usadowiłam się z nim na łóżko. Pogryzając kanapkę sprawdzałam portale społecznościowe. Na facebook'u w prywatnych wiadomościach znalazłam kolejne pogróżki od Michela. To już rzeczywiście nie było śmieszne. Koniecznie muszę to wydrukować i pokazać to na policji.
-Alfonso!-krzyknęłam stojąc na schodach. Nie chciało mi się już nawet schodzić.
-Co się stało?-zapytał zaniepokojony.
-Chce coś wydrukować, bo trzeba to pokazać na policji-powiedziałam dość spokojnie.
-Co on ci napisał?-zaprowadziłam go do pokoju i pokazałam wiązankę wyzwisk oraz rzeczy, które mogą mnie spotkać, jeśli nie wrócę do niego-I ty o tym mówisz tak spokojnie?-zapytał się nerwowo.
-Spokojnie. Przecież nie będę panikowała tak jak ty. To mi nic nie da.-powiedziałam dalej opanowanym, spokojny tonem, siadając na łóżku.
-Dobra, spokojnie Poncho. Tylko spokojnie.-zaczął się sam uspokajać.-Chodź, wydrukujemy to i zaniesiemy to na posterunek.
-No co ty nie powiesz.
-Nie pyskuj tylko chodź za mną.-powiedział i złapał mój laptop i poszedł do swojego pokoju, w którym była drukarka. Po chwili było już wszystko wydrukowane. Rozeszliśmy się, ja poszłam do siebie, a Alfonso do Anahi. Wróciłam dalej do przeglądania portali. Na jednej ze stron  napisał do mnie kolega z klasy, Carlos. Lubiłam chłopaka, ale tylko i wyłącznie tyle. Jednak wiem, że on chciałby czegoś więcej. Na ostatnim sylwestrze prosto z mostu, bez żadnych ogródek zapytał się mnie, 'czy byśmy nie spróbowali szczęścia razem'. Oczywiście odmówiłam, no bo jak ja z nim mogłam być, skoro traktuję go bardziej jak brata niż kandydata na chłopaka. Całe szczęście nie była wtedy zbyt pijana i racjonalnie myślałam, bo..Nawet nie chce myśleć co by mogło się stać. Nawet na samo wspomnienie tego moje ciało przeszywa dreszcz. To jest bardzo miły, sympatyczny chłopak, ale to jest t y l k o mój kolega. Nie mogłabym z nim być. On musi to w końcu zrozumieć. Właśnie jego zauroczenie moją osobą sprawia, że nie przepadam z nim pisać, czy się spotykać. Staram się go mijać. Teraz, gdy zmieniliśmy szkoły nie widuję go już tak często. Dwa lata temu widywałam go codziennie przez siedem jak nie osiem godzin dziennie.

"Hej;) co tam u ciebie?;p dawno się nie odzywałaś xD"
od:Carlos

"Hej;p a dobrze, dobrze;d a co u ciebie?" 
do:Carlos

Przecież nie będę mu opowiadała o tym, co się dzieję w moim życiu, o całej tej sprawie z Michelem. On i tak nie był nigdy za nim. Od samego początku był przeciwny temu związkowi. Ostrzegał mnie przed nim. A ja głupia go nie słuchałam, nikogo nie słuchałam, byłam wtedy zakochana. Myślałam też, że mówi tak, bo zazdrości Michelowi, że jest ze mną. Poniekąd myliłam się. Z czasem bycia w związku z Michelem okazało się, że dobrze jest wysłuchać rad innych, ale nie koniecznie się nimi kierować. 

"A też dobrze;d robisz coś dzisiaj może?;>"
od:Carlos

I znów chce się spotkać. Całe szczęście jestem w Londynie, setki kilometrów od niego. Musiałam mu coś odpisać, coś co dałoby święty spokój.

"Wiesz dzisiaj nie dam rady, w sumie to nie wiem kiedy będę miała czas"
do:Carlos

-Może teraz się odczepi i już nic nie napisze, w końcu nie każdy dobrze przyjmuje odmowę -pomyślałam sobie. Jednak nie..musiał coś odpisać, bo przecież, jak można urwać kontakt. Jak ja tego nie znosiłam.

"szkoda;( a dlaczego?"
od:Carlos

"Bo obecnie nie jestem w Meksyku, a nie wiem kiedy wrócę."
do:Carlos

-Może tym razem się odczepi na dobre?-pomyślałam i westchnęłam stając z łóżka. Poszłam do łazienki, bo pęcherz już nie wytrzymywał. Myjąc ręce przy umywalce myślałam o Carlosie. Wiem, że to głupie, ale właśnie o nim myślałam w tej chwili. Sama nie wiem dlaczego. Miałam nadzieję, że gdy wrócę do pokoju nie zobaczę już żadnej wiadomości od niego. Mówią, że nadzieja matką głupich. To znaczy, że jestem cholernie głupia. Wierzę w najmniej realne rzeczy, np. jak ta ze zmianą Michela czy ojca ze złego człowieka, pozbawionego jakichkolwiek uczuć, na człowieka dobrego, kochającego otocznie. To jest NIEMOŻLIWE. Tak jak niemożliwe jest to, że Carlos o mnie zapomni i da mi święty spokój.
I tak jak przypuszczałam-jest wiadomość od Carlosa. I to nawet dwie!

"Uu..czyli jakieś wakacje? należy ci się;p"
"Heejj..! Jesteś?"
od:Carlos

"Tak, tak;d jestem na wakacjach;p hahaha xD komu jak komu, ale mi się koniecznie należy chwila wytchnienia;p"
do:Carlos

Mimo tych wszystkich buziek pisanych w wiadomościach, nie było mi do śmiechu  Pisałam z nim bardziej z przymusu niż z przyjemności. Ale nie jestem wstanie mu powiedzieć 'Stary odwal się ode mnie, bo przerażasz mnie, a poza tym nie lubię z tobą gadać"? Nie, to nie jest w moim stylu. Nie byłabym zdolna do czegoś takiego, ja mam za dobre serce dla ludzi i kończę na tym jak kończę-nie zawsze najlepiej.

"Też jestem takiego zdania;p ja chyba też z kolegami wyjeżdżam, ale jeszcze nie jestem pewny do końca xD"
od:Carlos

Widzę, że się chłopakowi zebrało na spowiedź. Niestety nie tym razem. Ja już nie mam sił. Po całym dzisiejszym dniu chcę już tylko spać. Tak, to jest to czego mi najbardziej potrzeba.

"Macie jeszcze jakieś 2 miesiące na skminienie czegoś;p Dobra ja już uciekam spać;p dobranoc;)"
do:Carlos

Zawsze kończąc wieczorną rozmowę przy pisaniu 'dobranoc' pisałam tylko ';)'. Jednak jemu to nie wystarczało. On musiał pisać ';*'. A mnie to jeszcze bardziej denerwowało.

"Jak to przecież dopiero jest 16?!;p"
od:Carlos

"U mnie jest już koło 22, ale dzień miałam strasznie męczący i nie marze o niczym innym jak o pójściu spac do ciepłego łóżka;p tak więc dobranoc;)"
do:Carlos
"No chyba, że tak;p Kolorowych snów;*"
od:Carlos

I tak jak myślałam, napisał ';*'. A ja tak bardzo nie lubiłam jak on ot pisał. Kto jak kto, ale w jego wydaniu to mnie strasznie irytowało. Wyłączyłam już laptop i poszłam się wykąpać. Musiałam wypróbować wannę  tak się do mnie uśmiechała ładnie i błagała o to. Po jakieś godzinie wyszłam z łazienki i grzecznie ułożyłam się w łóżku  Niestety nie dane było mi szybkie zaśnięcie. W mojej głowie panował natłok myśli. Analizowałam każdą sekundę dzisiejszego dnia, w sumie nie potrzebnie, bo jeszcze sobie tylko przypomniałam o tym facecie co nas śledził, o wiadomości od taty, o wiadomości Any i Poncha, o spotkaniu z Harrym. Jednak zmęczenie wygrało z myślami i po kilku minutach usnęłam.

~*~
Tak więc pojawił się wreszcie i 5 rozdział;d niestety miałam na niego pomysł, ale nie wiem czy dobrze to wszystko przedstawiłam;< no nic, jeśli czegoś nie rozumiecie, to piszcie śmiało w komentarzach pytania, a ja na nie postaram się odpowiedzieć xd 
15 komentarzy było już jakiś czas temu, ale nie dodawałam nowego rozdziału z jednego prostego powodu-szkoła, a dokładniej historia i sprawdzian, na który chciałam się przygotować, bo za dużo uzbierało mi się już słabych ocen;< a nie długo wywiadówka;/ 
Piszcie co sądzicie o rozdziale, jestem bardzo ciekawa, czy wam się podoba;p
aa..i nie uwierzycie co w tej chwili leci na esce!! LWWY!! Chłopaków! Oh Yeaahhh!^^

Jak widzicie zmieniłam szablon. Jak wam sie podoba? Piszcie co o nim sądzicie;p
oraz nadal proszę o zapisywanie się w Zakładce Informowani!!!!!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


15komentarzy = nowy rozdział