-Ale po co szukałeś matki Anahi?-zapytała zdziwiona Dulce.
-Kiedyś usłyszałem jak rozmawiacie i jak bardzo chciałaby mieć mamę, z którą mogłaby sobie o wszystkim porozmawiać. A kiedy dowiedziałem się o chorobie postanowiłem jakoś zmienić swoje życie. Postanowiłem, że zmienię się względem córki, co zrobiłem przed jej wyjazdem do Londynu. Może nie tak widocznie, ale zawsze jakoś.
-Ale dlaczego pan szukał mojej matki?-przerwała mu Anahi w dość bezczelny sposób, ale doskonale ją rozumiem. Też bym się denerwowała, gdyby ktoś mając bardzo ważną dla mnie wiadomość owija w bawełnę.
-Jesteś przyjaciółką mojej jedynej córki i chciałem sprawić ci niespodziankę. Mam nadzieję, że się cieszysz?
-Dlaczego mnie zostawiłaś, dlaczego mnie oddałaś i sama nie chciałaś mnie znaleźć?-Anahi zarzuciła masą pytań kobietę siedzącą obok mojego ojca.
-Nie mogłam cie zatrzymać. Rodzice byli przeciwni temu, a chłopak mnie zostawił, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. A będąc osobą wierzącą, nie poddałam się aborcji. Chciałam cie odnaleźć teraz kiedy nie muszę sobie niczego odmawiać. Jednak bałam się tego jak zareagujesz. Pewnego dnia w drzwiach mojego domu stanął Enrique i po jego namowach zgodziłam się tutaj przyjechać i z tobą spotkać.-opowiedziała swoją historie, no właśnie kto to był? Ona się nawet nie przedstawiła.
-I co może gdyby nie pni wiara usunęłaby pani ciąże?-zapytała Anahi. To ją najbardziej zabolało z całej tej wypowiedzi.
-Nie..tak..nie...-zaczęła się miotać w tym co ma powiedzieć-tzn. sama nie wiem. Kiedyś panna z dzieckiem była czymś, co nie powinna mieć miejsca. Moja rodzina nie mogła pozwolić sobie na skandal.
-To jak w końcu? Była pani z biednej rodziny czy z bogatej bo się pani troszeczkę zaczyna gubić w zeznaniach-powiedziała Anahi przeszywając wzrokiem kobietę.
-Miałam na myśli, że mimo, że moja rodzina nie należała do bogatych cieszyła się uznaniem w okolicy. Dlatego moi rodzice nie chcieli, bym zatrzymała cie. Kiedy zaczynało widać, że mam brzuch rodzice wysłali mnie właśnie do Meksyku, żebym tutaj urodziła. W dniu twoich narodzin przyjechał do mnie mój ojciec i to on się wszystkim zajął.
-Przepraszam, a jak ma pani na imię-powiedziała Anahi, kiedy dotarło do niej, to co przed chwilą usłyszała.
-Nie przedstawiłam się? Jaka gapa ze mnie-powiedziała, poprawiając pasemko włosów, które opadło jej na oko i wstała podchodząc bliżej naszej trójki.-Jestem Sabine-dodała wyciągając rękę
-Jestem Dulce-przywitałam się
-Pewnie przyjaciółka, zgadza się?
-Oczywiście-powiedziałam uśmiechając się do Sabine.
-Ja jestem Alfonso.
-Chłopak?-zapytała się. Widziałam, że spojrzeli po sobie trochę zakłopotani. Znaczyło to tyle, że musieli jeszcze się nie pochwalić mojemu tacie. Alfonso złapał Anahi za rękę i powiedział:
-Tak. Jesteśmy razem-po czym spojrzał się Anahi głęboko w oczy i uśmiechnęli się do siebie słodko, a Poncho jeszcze szturchnął w nosek. Oni wyglądają bardzo słodko. Gdy wreszcie oderwali wzrok od siebie, Anahi zauważyła wyciągniętą dłoń jej matki.
-Przepraszam, ale mnie chyba powinnaś kojarzyć, bo znać nie możesz.-powiedziała dość nie pewnie blondynka
-Tak..-powiedziała wyciągając do niej prawą rękę. Anahi podała jej swoją dłoń, ale po chwili pociągnęła kobietę do siebie i ją mocno przytuliła.-Co powiesz, żebyśmy poszły do kina, a później do restauracji?-zaproponowała kobieta-Będę miała okazję cie poznać-uśmiechnęła się delikatnie.
-Jasne, czemu nie-powiedziała bez chwili zastanowienia Anahi.
-To idź się wyszykuj, chyba że już jesteś gotowa?
-Możemy już iść. Nie mam jakoś weny, jak się ubrać-powiedziała Anahi śmiejąc się.
-Udanej zabawy!-krzyknęliśmy im, gdy wychodziły.
-Dziękujemy-odkrzyknęły po czym dało się słyszeć dźwięk zamykanych drzwi.
-No to tatuśku zrobiłeś nam cholerną niespodziankę powiedziałam ciężko wzdychając i siadając na kanapie. Poncho przytaknął mi zgodnie głową.-Alfonsa tak wszystko zaszokowało, że teraz nie jest w stanie nic powiedzieć-zaśmiałam się
-Hahahaha. Bardzo śmieszne. Ale masz rację. Wiecie, przepraszam, ale pójdę do pokoju-powiedział Poncho wstając i odchodząc na górę.
-Nie dziwie się mu, to był ciężki dzień dla niego, ale dla Any jeszcze cięższy -powiedziałam leżąc na kanapie i skacząc po kanałach.
-Masz rację-przyznał mi ojciec.
-Nic nie ma w tej telewizji..jak zwykle-powiedziałam rozczarowana. Wstałam i chciałam już wyjść, gdy zatrzymał mnie głos
-Wychodzisz gdzieś?
-Idę się przewietrzyć, za dużo wiadomości jak na jeden dzień. Moja głowa musi ochłonąć-powiedziałam delikatnie się uśmiechając i wyszłam nie czekając na jego odpowiedź.
Taras w dużej mierze był drewniany. Na środku stał wielki beżowy fotel, a na nim kilka poduszek. Obok fotela stały dwie pufy. W jednym rogu zawieszony był hamak, który był moim ulubionym miejscem leniuchowania, a w drugim rogu stał drewniany stolik i krzesła. Tutaj w ciepłe ranki jadłam śniadanie z babcia, czasami i z tatą. Z tym miejscem, z tą okolicą wiąże się tak dużo wspomnień, głównie tych złych. Przeszukałam swoje kieszenie i znalazłam w kieszeniach mp4. Włożyłam słuchawki w uszy i odpłynęłam w muzyce. Nie mając ich pogłośnionych maksymalnie usłyszałam czyjeś kroki. Szybkim ruchem wyjęłam je i odwróciłam głowę na bok. Koło mnie stał tata.
-Zawsze lubiłaś tutaj siedzieć. Widziałem cię często z okna, jak siedziałaś na fotelu albo leżałaś na hamaku, słuchając muzyki i pisząc teksty-mówił patrząc się przed siebie.-A jakie plany masz na te kilka dni?-zapytał patrząc się na mnie.
-Nie wiem, wiesz, że od kilku tygodni nie odzywam się z dziewczynami. Anahi pewnie będzie chciała spędzać jak najwięcej czasu z matką, a Poncho..cóż nie będzie ze mną cały czas siedział.
-Nie sądzisz, że czas się z nimi pogodzić?-zapytał
-Sama nie wiem..Ile razy mam pierwsza wyciągać do niech rękę?
-Zastanów się dobrze. Maite i Jessica wróciły dzisiaj z Bułgarii. Dzisiaj idą na ten festyn letni. Może i ty pójdziesz?
-Nie wiem, jakoś nie chce mi się. A będzie tam coś ciekawego?-zapytałam. Nie chciało mi się iść, bo wiedziałam, że dziewczyny tam będą a jak na razie nie chce się z nimi widzieć. Muszę jeszcze przemyśleć, czy chce w ogóle się z nimi pogodzić.
-Jak chcesz, ale pamiętaj, że nie należy chować uraz. Szkoda życia na kłótnie.-powiedział i zniknął za drzwiami balkonowymi. Zostałam sama ze swoimi myślami. Nie było to najlepsze, ponieważ moje myśli toczyły bitwę a ja tego nie lubiłam. Jednego byłam pewna, a mianowicie ostatnich słów ojca, że życie jest za krótkie na kłótnie. Jednak nie wiem nadal czy jestem w stanie się z nimi pogodzić i udawać, że wszystko jest w porządku. Czemu to życie musi być takie skomplikowane? Czemu zawsze musza pojawiać się jakieś problemy, kłopoty, z którymi tak ciężko jest sobie poradzić? Może powinnam je odwiedzić i przeprosić, one pewnie też żałują tego. A może nie wiedzą o co tak na prawdę się zdenerwowałam? Ale jak tu się nie denerwować? Umówiłam się z nimi, że na koncert pójdzie z nami Anahi, one się zgodziły co mnie bardzo ucieszyło. Jednak gdy spotkałyśmy Any, one trzymały się kilka metrów od nas przez co zgubiły nas w tłumie, a gdy napisałam czy nie dojdą do nas, bo dopchałam się pod samą scenę, May napisała, że spotkała swoją koleżankę z roku. Wkurzyło mnie to, że mogą przebywać z dziewczynami z tej samej szkoły, ale gdy ja i Any jesteśmy ze szkoły artystycznej to jesteśmy tymi gorszymi. Jeszcze do tego okazało się że one wracały z kimś innym, a dla mnie nie było miejsca. Całe szczęście Anahi była samochodem dzięki czemu to ona mnie odwiozła. Zabolało mnie to w jaki sposób mnie olały. Nie sądziłam, że po tylu latach znajomości będą w stanie zrobić coś takiego, a jednak...ale może wina leży tez po mojej stronie? Może nie potrzebnie wygarnęłam im wszystko tego samego dnia? Może powinnam trochę ochłonąć i na spokojnie z nimi o tym porozmawiać? W tym tkwi cały problem, kiedy coś mnie zdenerwuje nie potrafię czekać, aż mnie przejdzie. Od razu załatwiam sprawę, co nie koniecznie dobrze się dla mnie kończy.
-Dul, przebudź się i chodź do domu.-obudził mnie czyjś głos. Widocznie musiałam zasnąć, kiedy myślałam nad całą tą sprawą-Zmarzniesz tutaj.
-O matko, która jest godzina?-zapytałam zaspana.
-21 dochodzi.
-To trochę mi się tutaj pospało. Ale fajnie tak na jakiś czas wrócić do korzeni-powiedziałam uśmiechając się pod nosem.-A wróciła Anahi z Sabine?
-Tak wróciły jakąś godzinę temu. A teraz chodź bo się jeszcze przeziębisz, a dzisiejszy dzień nie był za ciepły-powiedział pomagając mi się podnieść z hamaka.
-Dziękuję, że po mnie przyszedłeś. A co z tatą?-zapytałam kiedy zamknęłam drzwi.
-Widziałem jak z komody z salonu brał albumy ze zdjęciami i zamknął się u siebie w gabinecie-powiedział Poncho, gdy przemierzaliśmy schody.
-Zajrzę do niego za chwilę, a Sabine zatrzymała się tutaj, czy w hotelu?
-Any nalegała, by została tutaj. Z resztą był jeszcze jeden wolny pokój gościnny-powiedział-Dobra ja już uciekam do Any-dodał po czym zniknął za drzwiami od ich pokoju.
-No tak musisz się nią nacieszyć. W końcu cały dzień bez niej-zaśmiałam się do sibie, gdy to powiedziałam. Jednak nie słyszał już tego Poncho. Już miałam otwierać drzwi do sypialni ojca, gdy usłyszałam jak z kimś rozmawiał.
-Kiedyś byłaś ty. Było inaczej, łatwiej. Byłaś sensem mojego życia, a po twojej śmierci?-ciężko westchnął-Nic nie jest takie same. Zostawiłaś mnie samego z dzieckiem. Nie wiedziałem co mam robić, jak się zachowywać. Z jednej strony to przez nią cię straciłem, ale z drugiej była tak podobna do ciebie, że stała się drugim powodem życia. Wiem, że nie zajmowałem się nią należycie, ale nie umiałem. Mimo wszystko za bardzo przypominała mi ciebie, nie umiałem się pogodził z twoją śmiercią...Gdy by nie mama nie wiem jak by się wszystko potoczyło. Bardzo jej dziękuję za to..Dulce wyrosła dzięki na nią na osobę pogodną, mimo tych wszystkich złych rzeczy, które jej się przytrafiły, życzliwą, przyjacielską i kochaną. Kocham najbardziej jak może kochać ojciec swoje jedyne dziecko. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie dałem jej tego odczuć, ale wiesz, że ciężko jest mi wyrażać emocje. Jednak dopiero teraz zrozumiałem, choroba pomogła mi to zrozumieć, że życie jest cholernie kruche i może...-na te słowa weszłam do pokoju. Ojciec siedział na łóżku i trzymał w ręku jakieś zdjęcie. Musiał płakać? Tak, bo gdy mnie zauważyła szybkim i zdecydowanym ruchem otarł oczy z łez.
-Tato nie musisz wstydzić się łez, to dzięki nim oczyszcza się nasz organizm Po wypłakaniu się czujemy się lepiej, zdrowiej.-podeszłam do niego i go przytuliłam najmocniej jak potrafiłam. Zauważyłam co było powodem jego płaczu oraz do kogo mówił. Na zdjęciu było zdjęcie mojej mamy kiedy była w ciąży a obok leżało kolejne zdjęcie. Trzymała mnie na rękach. Wzięłam je i się spytałam taty zaintrygowana nim:
-Czy mama nie umarła przy porodzie?
-Nie, urodziła cie z drobnymi komplikacjami, ale lekarze mówili, że to nic takiego. Po zrobieniu wszystkich badań zostałyście wypisane. Po wyjściu Alma była bardzo słaba. Kiedyś gdy zostawiłem was same, ona zemdlała. Gdy wróciłem ty płakałaś jak nigdy. Nie można było cię uspokoić. Pewnie wyczułaś, że z mamą jest coś nie tak-powiedział uśmiechając się do siebie-Pobiegłem szybko do łóżka i sprawdziłem co się jej stało. Szybko zadzwoniłem po pogotowie, w szpitalu powiedzieli mi, że z Alma* jest bardzo źle i nie wiadomo czy wyjdzie z tego cało..-rozpłakał się na dobre, a ja płakałam z nim. to było straszne. Przeze mnie zginęła kobieta, która uszczęśliwiała mojego ojca..Czułam się fatalnie.
-Przepraszam...-wyszeptałam
-Ale za co? Przecież nie masz za co mnie przepraszać. To my cię zmajstrowaliśmy. To nie jest niczyja wina, a jeżeli szukać już winnych to tylko w lekarzach.-zrobiłam pytającą minę, w końcu nie powiedział mi co było powodem śmierci mojej mamy-Aa..przepraszam, tak więc okazało się że podczas porodu wdała się jakaś infekcja..
-Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?-zapytałam zaciekawiona odpowiedzią. Gdybym znała prawdę nie obwiniałabym się przez całe życie.
-Nie pytałaś się, a ja nie chciałem o tym mówić. To nadal mnie boli..-powiedział spoglądając na zdjęcie, gdzie mama uśmiecha się trzymając się za duży brzuch. Odruchowo się spojrzałam i też się uśmiechnęłam.
-Też lubisz sobie tak porozmawiać z mamą?
-Tak. To mnie bardzo uspokaja. A ty też tak robisz?
-Tak, tylko, że ja rozmawiam jeszcze z babcią... Tęsknie i za nią. Brakuje mi jej, jej śniadań, jej bajek na dobranoc, jej pouczeń-na same te wspomnienia uśmiechnęłam się do siebie, a łezka w oku się zakręciła.
-Wiem doskonale co czujesz. Też tęsknie i za swoją mamą. Pomyśleć, że niedługo...-zaczął mówić, ale wiedziałam jak chce dokończyć. Nie dałam mu dokończyć:
-Ja nie chce tego słuchać. Wyzdrowiejesz i jeżeli już umrzesz to śmiercią naturalną-powiedziałam stanowczo.
-Dobrze. Przepraszam cie, ale jestem zmęczony..
-oh dobrze, juz wychodzę. W sumie to nie wyspałam się za specjalnie na tym hamaku, wiec dobrze mi zrobi sen w ciepłym, milutkim łóżeczku-zaśmiałam się i poderwałam z łóżka ojca.
-Znów zasnęłaś? Gdy tam wychodziłaś i długo nie wracałaś to wiedzieliśmy z babcią, że tam sobie śpisz. Dobranoc skarbie-powiedział, po czym wstał z łóżka i pocałował mnie w czoło. Czułam się strasznie dobrze. Już dawno nikt mnie tak nie żegnał na dobranoc. Poczułam się wreszcie, jak dziecko. Czułam, że mam osobę, która jak kiedyś babcia, będzie mnie broniła przed złem na tym fałszywym świecie.
-Dobranoc.-powiedziałam wychodząc-Cieszę się, że przeszedłeś taką metamorfozę..-dodałam stojąc już w progu.
-Ja też się cieszę-odpowiedział mi uśmiechając się.
~*~
*tak miała na imię matka Dulce.
Tak więc i mamy 8 rozdział;d Trochę mnie posmuciła ilość komentarzy..;< ale mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Wiecie, czytając komentarze dostaje motywacji do dalszego pisania. Chyba, że nie chcecie, żebym pisała tego dalej?;>
Piszcie co wam się podoba a co nie;p to postaram się to zmienić;d no i wgl jak wam podoba się ten rozdział?;p
Mam świeczki w oczach. Enrique zaskakuje mnie coraz bardziej pozytywnie. Teraz widać, że bardzo zależało mu na mamie Dul i na jej samej też, tyle że nie umiał tego okazywać w należyty sposób, bo tak bardzo przypominała mu ukochaną kobietę którą stracił... Uda mu się wyjść z tej choroby? Jakby nie było, czy wygra z chorobą czy nie, mam nadzieję, że jego relacje z Dulce się poprawią i wreszcie będą stanowić prawdziwą rodzinę. Będzie tak jak zawsze powinno między nimi być. :)
OdpowiedzUsuńCoś nie spodobała mi się ta Sabine. Zdecydowanie jej nie lubię. -,-
Pozdrawiam. ;*
To moja tajemnica;p z resztą nie długo się wyjaśni cała sprawa z Enrique;d ale to jeeeszcze;p najpierw musza wrócic do Londynu;p
UsuńPoczekam :D I wtedy w Londynie, mam nadzieję, wreszcie pojawi się Harry, hm? ;p
UsuńTen Harry xD on na niektórych scenach tez moze ci sie nie spodobać, bo to co przygotowałam to nie koniecznie szczesliwe życie xD ale odpowiadając na twoje pytanie, tak w Londynie pojawi się Loczek, ale nie tylko on..huehuehuehue
UsuńPodejrzewam, że nie tylko on, ale jego postać odnośnie Dulce interesuje mnie najbardziej ;D Nawet jak mi się nie spodoba raz, to potem na pewno mi się odwidzi, nie? ;> W końcu nie może być nie fajnym typem cały czas. ;p
OdpowiedzUsuńhahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahaha.
OdpowiedzUsuńjeszcze się zdziwisz xD
wooooooow, jaki obszerny śmiech. :D jakby to powiedziała jedna dziewczyna z mojej klasy - zwalisty, :P
UsuńOdrobinkę refleksyjny i taki trochę melancholijny ten rozdział. Enrique okazał się być choć w malutkiej części człowiekiem. A ja już myślałam, że na zawsze pozostanie taki dziwaczny ;p
OdpowiedzUsuńTa Sabine jakoś mnie niepokoi. Sama nie wiem do końca dlaczego... Może po prostu to jej to nagłe pojawienie się prawie że znikąd. No, nic ogólnie rozdział jak najbardziej ok :D
Czekam na więcej
Pozdrawiam
ogólnie rozdział całkiem fajny. tata Dulce przeszedł niesamowitą metamorfozę, aż trudno w to uwierzyć o.O brakowało mi jednak uczuć w dialogach, takich prawdziwych, trochę zmienności, takie przejścia z zupełnego zaskoczenia do radości... trochę może w sumie realności.
OdpowiedzUsuńwłaśnie też byłam w sumie trochę zdziwiona co do tej fryzjerki xd
Wciąż nie mogę nadziwić się zmianie, jaką przeszedł ojciec Dulce. Cały czas jestem w kompletnym szoku i wydaje mi się, że chyba za szybko to nie minie. :)
OdpowiedzUsuńŚmiać mi się chciało, gdy matka Anahi motała się we własnych wypowiedziach. Aczkolwiek cieszę się, że jednak dziewczyna przekonała się do kobiety i przyjęła propozycję wspólnego wyjścia. :) Kiedy czytałam fragment rozmowy Dul z ojcem oraz jak Enrique prowadził swój monolog, czułam jak łzy zbierają się pod powiekami. Rozkleiłam się, nie będę ukrywać. I bardzo polubiłam takie momenty, więc czekam na więcej takich akcji.
Czekam na ciąg dalszy. xx
www.trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com
powiem szczerze, że ta Sabine troszkę jest dziwna. w każdym razie na pewno mieszała w tej swojej opowieści ; d
OdpowiedzUsuńciekawee co to tam dalej z nią bedzie ; )
Enrique na plus! ; D jest dobrze... ; )
czekam na następny ; dd
Kochana ;* rozdział jest fantastyczny. Szkoda mi Dulce. Ona i jej ojciec muszą cierpieć z powodu odejścia Almy. Pewnie Dul lekko czuje się winna :( co do Anahi i Alfonsa- niech związek kwitnie :) jej matka ma tupet, żeby wracać po tylu latach i tłumaczyć się wiarą. Czekam na nowy ;)
OdpowiedzUsuńDuluśka
Genialny! Matka Anahi.. irytuję mnie ta kobieta! :D
OdpowiedzUsuńI bardzo wzruszający moment wypowiedzi Enrique.. *.*
Cześć chciałam ci przekazać że u mnie w końcu został dodany ten 3 rozdział: http://big-love-forever.blogspot.com/ serdecznie zapraszam. a twój rozdział jak zwykle świetny nie mge się doczekać kolejnego ;)
OdpowiedzUsuńDobrze że ojciec Dul przeszedł taką przemianę, ale trochę szkoda że to wszystko przez chorobę.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, troszkę smutny, ale i tak jest wspaniały, jak wszystkie zresztą ;)
Czekam nn ;)
Fajny, ale troszkę nudny. ^^
OdpowiedzUsuńDobrze, że jej ojciec się zmienił... Może zmienił. ;p
Bo po takich typach nigdy nic nie wiadomo.
Jak dla mnie to dalej skurwiel bijący swoje dziecko.
Wyczekuje wątku z Harrym. :D
Już się nie mogę doczekać. :D
Mam nadzieję, że ten jej 'chłopak' nie przysporzy więcej kłopotów. :>
Mnie jak coś, to nie musisz informować, ale dzięki. :)
Pzdrowiam i weny, Anonimka ;**
Natknęłam się przypadkiem na twoje opowiadanie, ale jest nieziemskie !
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie na story http://viam-vitae.blogspot.com
Jeśli jesteś zainteresowana, to zapraszam na rozdział drugi na blogu http://prawdziwe-odbicie.blogspot.com . Skomentowałaś prolog, więc pomyślałam, że dam ci znać. ;)
OdpowiedzUsuń