Gdy dojechałyśmy już na miejsce odetchnęłyśmy z ulgą. Nikt nas nie śledził już Wyglądało na to, że nas zgubił. Bardzo mnie to cieszyło. Dobrze, że włączyła trzeźwe myślenie, bo możliwe że pokazałybyśmy, gdzie mieszkamy, a wtedy nie byłoby już ciekawie. W recepcji siedziała młoda blondynka, która nie chciała nas wpuścić do środka.
-Ale musi nas pani wpuścić do środka. Tam jest mój brat.-powiedziałam w końcu lekko poirytowana ta sytuacją. Na szczęście za plecami recepcjonistki zauważyłam wysiadającego z windy Alfonsa w towarzystwie jakieś bandy chłopaków. Z tego co naliczyłam było ich 5.
-Poncho!-krzyknęłam, a blondyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Mężczyzna uśmiechnął się na nasz widok i zostawiając chłopaków podszedł do nas.
-A co wy tu robicie?-zapytał po wcześniejszym uściskaniu nas.
-Stęskniłyśmy się za tobą i musiałyśmy cie odwiedzić-powiedziała szybko Anahi, która zauważyła, że nie wiem co powiedzieć. Przecież nie mogę mu powiedzieć, że ktoś nas śledził, o mało co nie pokazałam mu gdzie mieszkamy i musiałyśmy uciekać przed prześladowcą.
-Coś mi się nie wydaję..no ale uwierzę wam..-powiedział w końcu po zmierzeniu nas wzrokiem. Całej tej wymianie zdań przyglądała się owa blondynka z recepcji.
-Właśnie miałam je wpuścić do środka-wtrąciła, a my z Any wytrzeszczyłyśmy oczy ze zdziwienia Myślałam, że się przesłyszałam, jednak nie, ona tak powiedziała na prawdę. Oszukała mojego braciszka.
-Dobrze, od tej pory, gdy któraś z nich tutaj przyjdzie mają wchodzić bez żadnych problemów i mogą mi zawsze przeszkadzać. Dla tych dwóch wariatek zawsze znajdę czas-powiedział zadowolony Poncho. Uśmiechnął się do nas i przeprosił nas na chwile i odszedł do chłopaków, którzy byli w poczekalni.
-Przepraszam dziewczyny, że wam nie uwierzyła, ale gdybym wierzyła wszystkim, którzy tu przychodzą to już bym nie siedziała.-od razu zaczęła się nam tłumaczyć z kłamstwa.
-Dobrze nic się nie stało. To pozostanie między nami.-powiedziałam-Jestem Dulce, a to jest Anahi-przedstawiłam nas.
-A ja jestem Maddie. Miło mi-przywitała się z nami. A moja uwagę przykuła dopiero teraz zauważona lokowana czupryna chłopaka. Na początku myślałam, że to Harry, ale on w końcu z chłopakami mieli być w trasie. Anahi nie wie nawet, że znam się z Harrym, ale będę musiała jej o tym kiedyś w końcu powiedzieć. W końcu ile można okłamywać swoją najlepszą przyjaciółkę?
-Ej, Dul, co jest?-zaczęła mi machać przed twarzą dłonią, bo zauważyły z Maddie, że wyłączyłam się z dyskusji.
-Co? Tak, tak. Wszystko w porządku, zapatrzyłam się tylko.-powiedziałam i odwróciła wzrok od chłopaków.-Czy możesz nam powiedzieć, gdzie jest gabinet Alfonsa?-zapytałam, bo nie chciało mi się już tutaj stać. Dziewczyna nam wytłumaczyła jak dojść do pokoju. Po jakiś 5 minutach byłyśmy już w gabinecie Poncha. I po raz kolejny tego samego dnia zaniemówiłam. Stałam w największym i najpiękniejszym gabinecie jaki do tej pory widziałam. Na dwóch ścianach znajdowały się tylko same wielkie okna, na kolejnej był regał, a na nim stał telewizor plazmowy. Z kolei ostatnia ściana, na której były również drzwi była wypełniona różnymi płytami. Usiadłam na czarnym fotelu, które okazało się bardzo wygodne-miało oparcie na plecy nawet i głowę Z drugiej strony także były dwa fotele. Biurko było najzwyklejsze na świecie, cztery nogi i wielka deska, na której stał komputer no i oczywiście telefon. Wszystko to stało niemal na środku pomieszczenia, a na przeciwko telewizora stała czarna, skórzana kanapa, a przed nią stały dwa malutki stoliki. Tam rozsiadła się Anahi. Moją uwagę przykuły ramki na zdjęcia Byli na nich Any i Poncho. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że oni się tam całowali. Co prawda był to pocałunek w policzek, ale oni nawet tak się nie całowali-no chyba, że na przywitanie, ale to wszystko. Nigdy w ramach żartu czy podziękowania za coś. Zawsze wystarczyło zwykłe 'dziękuję'.
-Anahi, czy możesz wyjaśnić mi to zdjęcie?-zapytałam się blondynki, bo nie wytrzymałam. Ciekawość zwyciężyła. Pokazałam jej zdjęcie, a ta na jego widok zmieszała się i wstała z sofy odwracając wzrok w kierunku okna. Wiedziałam, że teraz nie powie mi prawdy tylko sprzeda jakieś tanie kłamstwo, a ja jak ta głupio uwierzę jej w to, ale nie chce mi się jakoś w to zagłębiać, ponieważ prawda prędzej czy później wszyła na jaw.
-No więc..yyy..no bo to zdjęcie było robione, kiedy Alfonso przyjechał do Meksyku.-odpowiedziała wymigująco nie patrząc się na mnie.
-Ale ja się nie pytam 'kiedy' tylko 'jak'.
-No bo tak jakoś wyszło..
-To znaczy jak?-pokręciłam głową w znak niezrozumienia jej wypowiedzi
-Zabrał mi wtedy coś i szantażem wymusił, żebym go pocałowała-wymyśliła to po dość długim milczeniu. I jest kolejny dowód na to, że kłamie. Zawsze ilekroć mijała się z prawdą zastanawiała się co wymyślić a niestety nie szło jej to tak szybko jak mi.-Poza tym są tam też i twoje zdjęcia z tego co widziałam-starała się zmienić temat podchodząc do biurka. Darowałam jej już, bo i tak wiedziałam, że twardo będzie stała przy swoim.
Siedziałyśmy w gabinecie i gdyby nie telewizor byśmy się tam potwornie wynudziły. Włączyłyśmy jakiś program muzyczny, ale jego oglądanie przerwał nam mój brat.
-Hej dziewczyny-krzyknął wchodząc-jeśli chcecie to możecie jechać sobie do domu. Jest 17, a ja nie wiem ile mi się tutaj jeszcze zejdzie.-powiedział kiedy przyciszyłam telewizor.
-No w sumie możemy jechać. Jestem trochę zmęczona już tym dniem.-powiedziała wyłączając urządzenie i skierowałam się do drzwi nie czekając na przyjaciółkę Gdy się na chwilę odwróciłam za siebie jak Any i Alfonso przytulają się do siebie i coś szepczą na ucho. Szybko wyszłam na korytarz.
-Hej zaczekaj na mnie-krzyknął za mną głos kobiecy, gdy dochodziłam do windy. To była Anahi. Tak jak prosiła zaczekałam na nią i razem zjechałyśmy na dół do recepcji. Żegnając się z Maddie wychodziłyśmy z budynki. Pech chciał, że musiałam na kogoś wpaść. Osobą, na której leżałam był chłopak z burzą loków na głowie, którego widziałam w poczekalni.
-Dulce? Co za zbieg okoliczności-powiedział chłopak, przyglądając mi się.
-O matko..To ty! Nie poznałam cię-mówiłam ciągle siedząc na chłopaku.-to znaczy domyślałam się, że to ty gdy cie zauważyłam w poczekalni.
-No ja cię niestety nie zauważyłem, ale kiedyś poznałbym cię zaraz po włosach-zaśmiał się.
-Uważasz, że czerwone włosy były moim znakiem rozpoznawczym?
-Otóż to!-przyznał mi rację i obydwoje się zaczęliśmy śmiać.
-yhym..Nie przeszkadzam wam?-wtrąciła się Anahi, o której wstyd się przyznać zapomniałam.
-Przepraszam-powiedziałam kiedy Loczek pomógł mi wstać-To jest Harry. Harry to jest Anahi-przedstawiłam ich sobie.
-Miło mi cię poznać, wiele o tobie słyszałem.-powiedział Harry do Any.
-Mi też i także o tobie co nie co słyszałam-powiedziała, ale z tym drugim skłamała. Nie znała wcale Harr'ego. Nic jej o nim nie mówiłam, w sumie to nawet nie chciałam i nie czułam takiej potrzeby.
-Dul zna moich kolegów, ale ty nie. Niestety nie ma ich tutaj nigdzie. Może wpadniecie dzisiaj albo jutro do nas?-zapytał się Harry z nadzieję, że się zgodzimy.
-Tak ładnie prosisz, że nie mam serca ci odmówić-powiedziałam uśmiechając się do niego-Co ty na to Any?-zwróciłam się do Any
-Widzę, że już podjęłaś decyzję, ale i tak nie mam nic przeciwko. Chętnie się rozerwę-powiedziała. Ulżyło mi, ale wiedziałam, że sprawa nie jest jeszcze zamknięta.
-Spiszemy się jeszcze jakoś i umówimy-powiedziałam-A teraz musimy uciekać. Do zobaczenia-pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
-Do zobaczenia-powiedziała Any i wyszłyśmy. Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałyśmy do domu.
~*~
Jednak wyrobiłam się i dokończyłam ten rozdział..heh ciężko było nie powiem. Fragment w gabinecie pisałam na prelekcji związanej z chorobami wenerycznymi. Ale i tak dowiedziałam się, że AIDS można się zarazić nawet całując się...straszne;<
Mam nadzieję, że czwóreczka przypadnie wam do gustu, mimo że jest krótsza od pozostałych. Nie chciałam zaczynać tutaj opisywać wstępu do zabawy i wyjaśnienia skąd zna się Harry z Dul. Chce was także uprzedzić, że niedługo pojawi się nowy bohater:)