sobota, 29 września 2012

Rozdział 4.


     Gdy dojechałyśmy już na miejsce odetchnęłyśmy z ulgą. Nikt nas nie śledził już  Wyglądało na to, że nas zgubił. Bardzo mnie to cieszyło. Dobrze, że włączyła trzeźwe myślenie, bo możliwe że pokazałybyśmy, gdzie mieszkamy, a wtedy nie byłoby już ciekawie. W recepcji siedziała młoda blondynka, która nie chciała nas wpuścić do środka.
-Ale musi nas pani wpuścić do środka. Tam jest mój brat.-powiedziałam w końcu lekko poirytowana ta sytuacją. Na szczęście za plecami recepcjonistki zauważyłam wysiadającego z windy Alfonsa w towarzystwie jakieś bandy chłopaków. Z  tego co naliczyłam było ich 5.
-Poncho!-krzyknęłam, a blondyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Mężczyzna uśmiechnął się na nasz widok i zostawiając chłopaków podszedł do nas.
-A co wy tu robicie?-zapytał po wcześniejszym uściskaniu nas.
-Stęskniłyśmy się za tobą i musiałyśmy cie odwiedzić-powiedziała szybko Anahi, która zauważyła, że nie wiem co powiedzieć. Przecież nie mogę mu powiedzieć, że ktoś nas śledził, o mało co nie pokazałam mu gdzie mieszkamy i musiałyśmy uciekać przed prześladowcą.
-Coś mi się nie wydaję..no ale uwierzę wam..-powiedział w końcu po zmierzeniu nas wzrokiem. Całej tej wymianie zdań przyglądała się owa blondynka z recepcji.
-Właśnie miałam je wpuścić do środka-wtrąciła, a my z Any wytrzeszczyłyśmy oczy ze zdziwienia  Myślałam, że się przesłyszałam, jednak nie, ona tak powiedziała na prawdę. Oszukała mojego braciszka.
-Dobrze, od tej pory, gdy któraś z nich tutaj przyjdzie mają wchodzić bez żadnych problemów i mogą mi zawsze przeszkadzać. Dla tych dwóch wariatek zawsze znajdę czas-powiedział zadowolony Poncho. Uśmiechnął się do nas i przeprosił nas na chwile i odszedł do chłopaków, którzy byli w poczekalni.
-Przepraszam dziewczyny, że wam nie uwierzyła, ale gdybym wierzyła wszystkim, którzy tu przychodzą to już bym nie siedziała.-od razu zaczęła się nam tłumaczyć z kłamstwa.
-Dobrze nic się nie stało. To pozostanie między nami.-powiedziałam-Jestem Dulce, a to jest Anahi-przedstawiłam nas.
-A ja jestem Maddie. Miło mi-przywitała się z nami. A moja uwagę przykuła dopiero teraz zauważona lokowana czupryna chłopaka. Na początku myślałam, że to Harry, ale on w końcu z chłopakami mieli być w trasie. Anahi nie wie nawet, że znam się z Harrym, ale będę musiała jej o tym kiedyś w końcu powiedzieć. W końcu ile można okłamywać swoją najlepszą przyjaciółkę?
-Ej, Dul, co jest?-zaczęła mi machać przed twarzą dłonią, bo zauważyły z Maddie, że wyłączyłam się z dyskusji.
-Co? Tak, tak. Wszystko w porządku, zapatrzyłam się tylko.-powiedziałam i odwróciła wzrok od chłopaków.-Czy możesz nam powiedzieć, gdzie jest gabinet Alfonsa?-zapytałam, bo nie chciało mi się już tutaj stać. Dziewczyna nam wytłumaczyła jak dojść do pokoju. Po jakiś 5 minutach byłyśmy już w gabinecie Poncha. I po raz kolejny tego samego dnia zaniemówiłam. Stałam w największym i najpiękniejszym gabinecie jaki do tej pory widziałam. Na dwóch ścianach znajdowały się tylko same wielkie okna, na kolejnej był regał, a na nim stał telewizor plazmowy. Z kolei ostatnia ściana, na której były również drzwi była wypełniona różnymi płytami. Usiadłam na czarnym fotelu, które okazało się bardzo wygodne-miało oparcie na plecy nawet i głowę  Z drugiej strony także były dwa fotele. Biurko było najzwyklejsze na świecie, cztery nogi i wielka deska, na której stał komputer no i oczywiście telefon. Wszystko to stało niemal na środku pomieszczenia, a na przeciwko telewizora stała czarna, skórzana kanapa, a przed nią stały dwa malutki stoliki. Tam rozsiadła się Anahi. Moją uwagę przykuły ramki na zdjęcia  Byli na nich Any i Poncho. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że oni się tam całowali. Co prawda był to pocałunek w policzek, ale oni nawet tak się nie całowali-no chyba, że na przywitanie, ale to wszystko. Nigdy w ramach żartu czy podziękowania za coś. Zawsze wystarczyło zwykłe 'dziękuję'.
-Anahi, czy możesz wyjaśnić mi to zdjęcie?-zapytałam się blondynki, bo nie wytrzymałam. Ciekawość zwyciężyła. Pokazałam jej zdjęcie, a ta na jego widok zmieszała się i wstała z sofy odwracając wzrok w kierunku okna. Wiedziałam, że teraz nie powie mi prawdy tylko sprzeda jakieś tanie kłamstwo, a ja jak ta głupio uwierzę jej w to, ale nie chce mi się jakoś w to zagłębiać, ponieważ prawda prędzej czy później wszyła na jaw.
-No więc..yyy..no bo to zdjęcie było robione, kiedy Alfonso przyjechał do Meksyku.-odpowiedziała wymigująco nie patrząc się na mnie.
-Ale ja się nie pytam 'kiedy' tylko 'jak'.
-No bo tak jakoś wyszło..
-To znaczy jak?-pokręciłam głową w znak niezrozumienia jej wypowiedzi
-Zabrał mi wtedy coś i szantażem wymusił, żebym go pocałowała-wymyśliła to po dość długim milczeniu. I jest kolejny dowód na to, że kłamie. Zawsze ilekroć mijała się z prawdą zastanawiała się co wymyślić  a niestety nie szło jej to tak szybko jak mi.-Poza tym są tam też i twoje zdjęcia z tego co widziałam-starała się zmienić temat podchodząc do biurka. Darowałam jej już, bo i tak wiedziałam, że twardo będzie stała przy swoim.
     Siedziałyśmy w gabinecie i gdyby nie telewizor byśmy się tam potwornie wynudziły. Włączyłyśmy jakiś program muzyczny, ale jego oglądanie przerwał nam mój brat.
-Hej dziewczyny-krzyknął wchodząc-jeśli chcecie to możecie jechać sobie do domu. Jest 17, a ja nie wiem ile mi się tutaj jeszcze zejdzie.-powiedział kiedy przyciszyłam telewizor.
-No w sumie możemy jechać. Jestem trochę zmęczona już tym dniem.-powiedziała wyłączając urządzenie i skierowałam się do drzwi nie czekając na przyjaciółkę  Gdy się na chwilę odwróciłam za siebie jak Any i Alfonso przytulają się do siebie i coś szepczą na ucho. Szybko wyszłam na korytarz.
-Hej zaczekaj na mnie-krzyknął za mną głos kobiecy, gdy dochodziłam do windy. To była Anahi. Tak jak prosiła zaczekałam na nią i razem zjechałyśmy na dół do recepcji. Żegnając się z Maddie wychodziłyśmy z budynki. Pech chciał, że musiałam na kogoś wpaść. Osobą, na której leżałam był chłopak z burzą loków na głowie, którego widziałam w poczekalni.
-Dulce? Co za zbieg okoliczności-powiedział chłopak, przyglądając mi się.
-O matko..To ty! Nie poznałam cię-mówiłam ciągle siedząc na chłopaku.-to znaczy domyślałam się, że to ty gdy cie zauważyłam w poczekalni.
-No ja cię niestety nie zauważyłem, ale kiedyś poznałbym cię zaraz po włosach-zaśmiał się.
-Uważasz, że czerwone włosy były moim znakiem rozpoznawczym?
-Otóż to!-przyznał mi rację i obydwoje się zaczęliśmy śmiać.
-yhym..Nie przeszkadzam wam?-wtrąciła się Anahi, o której wstyd się przyznać zapomniałam.
-Przepraszam-powiedziałam kiedy Loczek pomógł mi wstać-To jest Harry. Harry to jest Anahi-przedstawiłam ich sobie.
-Miło mi cię poznać, wiele o tobie słyszałem.-powiedział Harry do Any.
-Mi też i także o tobie co nie co słyszałam-powiedziała, ale z tym drugim skłamała. Nie znała wcale Harr'ego. Nic jej o nim nie mówiłam, w sumie to nawet nie chciałam i nie czułam takiej potrzeby.
-Dul zna moich kolegów, ale ty nie. Niestety nie ma ich tutaj nigdzie. Może wpadniecie dzisiaj albo jutro do nas?-zapytał się Harry z nadzieję, że się zgodzimy.
-Tak ładnie prosisz, że nie mam serca ci odmówić-powiedziałam uśmiechając się do niego-Co ty na to Any?-zwróciłam się do Any
-Widzę, że już podjęłaś decyzję, ale i tak nie mam nic przeciwko. Chętnie się rozerwę-powiedziała. Ulżyło mi, ale wiedziałam, że sprawa nie jest jeszcze zamknięta.
-Spiszemy się jeszcze jakoś i umówimy-powiedziałam-A teraz musimy uciekać. Do zobaczenia-pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
-Do zobaczenia-powiedziała Any i wyszłyśmy. Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałyśmy do domu.
 ~*~
Jednak wyrobiłam się i dokończyłam ten rozdział..heh ciężko było nie powiem. Fragment w gabinecie pisałam na prelekcji związanej z chorobami wenerycznymi. Ale i tak dowiedziałam się, że AIDS można się zarazić nawet całując się...straszne;<
Mam nadzieję, że czwóreczka przypadnie wam do gustu, mimo że jest krótsza od pozostałych. Nie chciałam zaczynać tutaj opisywać wstępu do zabawy i wyjaśnienia skąd zna się Harry z Dul. Chce was także uprzedzić, że niedługo pojawi się nowy bohater:)

Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale pisz TUTAJ. Koniecznie! Chce wiedzieć kogo mam informować;)

Czytasz=Komentujesz

15komentarzy = nowy rozdział

sobota, 22 września 2012

Rozdział 3


     Gdy podjechaliśmy już pod dom Alfonso zaniemówiłam. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Wielki, piętrowy dom. Ściany wyłożóne były kamieniem, a z boku domu była weranda. Dom w niczym nie przypominał poprzedniego.
-Nie mówiłeś, że tak wygląda twój dom.-wykrztusiła Anahi, z którą od momentu wjazdu na podjazd wymieniałysmy się spojrzeniami.
-Chciałem wam pokazać, zrobić taką niespodziankę-powiedział uśmiechając się w naszym kierunku, ale pewnie śmiał się z naszych min.
-Dobra, dobra. Ten dom jest wspaniały!
Wiedziałam brat, że masz dobry gust, ale nie sądziłam, że aż tak dobry-powiedziałam do niego, otwierając drzwi od samochodu.-A teraz może tak byś zaprowadził do domu i pokazał jak jest w środku.- Powiedziałam i pociągnęłam go za ramie w stronę drzwi wejściowych. Gdy weszliśmy od razu naszym oczom ukazał się piękny salon.
Ściany w kolorze beżu, a przy suficie przyczepione były listwy styropianowe. Nad kominkiem wisi pięknę lustro, które jest w ramce zrobionej z tych samych listewek co przy suficie. Na tej samej ścianie, obok kominka, również w ramkach z tych samych listewek wiszą kinkiety. Meble są białe, a na srodku pokoju stoją dwa stoliki. Z salonu jest przejscie do jadalni.
 Ten pokój był w odcieniach zlota. Bardzo mi się spodobał. Na środku stał biało-złoty stół. Na ścianie na przeciwko stołu była wnęka, a w niej wisiał obraz, a na szklanym stoliku stał świecznik i jakieś popiersie. Na następnej ścianie wsi kolejne lustro. Pod nim stoi komoda, a na niej 2 lampki i bukiet kwiatów.
-Nie mów, że mam tak zdolnego przyjaciela?-zapytała Anahi z niedowierzaniem, ja natomisat nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Byłam pod ogromnym wrażeniem całego domu.
-O co ci chodzi?-zapytał udając zdziwionego
-O ten bukiet, głupku.-powiedziała wystawiając mu język.
-No oczywiście, że umiem robic takie coś.-powiedział przepełniony dumą.
-Taa jasne, uważaj, bo ci jeszcze uwierzę-prychnęła w jego stronę i lekko klepneła go w ramie. Poncho nic nie odpowiedział. Spojrzał się na blondynke. Ich wzrok się spotkał, stali i patrzyli się na siebie.
-Wiedziałam, że w te wakacje coś się wydarzy między tą dwójką, no ale darowali by sobie to-zwłaszcza, że to dopiero początek wakacji.-pomyślałam sobie spoglądając na nich.-Nie zapomnieliście o kimś?-zapytałam przerywając ich wymianę spojrzeń, a oni byli zmieszani. Alfonso zaprowadził nas jeszcze do kuchni.
Tutaj sciany z kolei były w kolorze różowym, a meble były białe. Bardzo mi sie spodobało to zestawienie. Najbardziej podobała mi się wyspa.
-U mnie nie jest, aż TAK luksusowo.-pomyślałam. Widziałam też minę Anahi, która była podobna do mojej. Miała lekko otwartą buzię i wielkie oczy. Szturchnęłam dziewczyne lekko w ramie i wzorkiem pokazałam jej, by zamknęła buzie. Jedank Poncho musiał to zauważyć, bo zaczął się cicho smieć.
-No i z czego się śmiejesz jak głupi do sera?-zapytałam
-Oj z niczego-powiedział i spuścił wzrok, udając zmieszanego, tym że go przyłapaliśmy.-Może teraz chcecie zobaczyc swoje pokoje?
-Jasne!-krzyknęłyśmy razem z blondynką. Alonso mijając nas zachichotał się, ale zmierzyłam go wzrokiem i szybko ucichł. Zaprowadził nas na pierwsze piętro i pokazał najpierw pokój blondynki, który był na samym początku korytarza.
Gdy weszłyśmy zaniemówiłyśmy-kolejny raz z resztą. Ściany były w kolorach bieli, a meble były też białe, ale ten kolor był taki jakby przybrudzony. Jedynie co się odznaczało to piękny różowy fotel i tego samego koloru dywan. Pościel była natomiast w odcianich czerni.
-Nawet balkon mam!-krzyknęła uradowana dziewczyna i podbiegła do okna.
-Możesz wyjść i podziwiać widoki.-powiedział Poncho i czule się do niej uśmiechnął. Ta nie czekając chwili dłużej otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz. Dołączyłam do niej. Rzeczywiście widok był zniewalający. Widać było z okna piękną i zaciszną część ogrodu. Stała tam ławka, wokół której rosło mnóstwo krzewów.-I jeszcze za tymi drzwiami jest twoja łazienka.-dodał wskazując na drzwi.
Ta z kolei miała czerwone ściany. Kolumny i inne dodatki były złote. W ścienie na której stała wanna była duża wnęka, a obok była już mniejsza, w której stała rzeźba.
-Ta ilość luster ci się na pewno podoba-powiedziałam śmiejąc się do dziewczyny i poklepując ją po plecach. W odpowiedzi zmierzyła mnie wzrokiem, bym się ucieszyła-Dobra Poncho pokaż mi mój pokój-zmieniłam szybko temat.
-Nie ma sprawy już idziemy. Pokoje macie na przeciwko siebie, a mój jest na samym końcu korytarza.-mówiąc to otwierał drzwi do mojego tymczasowego królestwa.
-O matkooo..!!!-krzyknęłam i uściskałam Poncha.
-Ej puść mnie, bo mnie zaraz udusisz, a tego byśmy nie chcieli-powiedział i posłał Anahi spojrzenia,a ta sie zaczerwieniła i odwróciła wzrok. Teraz jestem na 100% pewna, że ten wyjazd będzie wyjatkowo zakręcony.
-Ale żeby ci tak już nie słodzić, to za duzo tych białych mebli..W każdym pokoju wstawiłeś białe meble.-skomentowałam to zgodnie z prawdą, on wie, że zawsze mówię to co lezy mi na sercu nie patrząc sie na konsekwencje.
-Tak? To jak chcesz to mogę zaprowadzić cię do pustego pokoju i sobie go sama urządzisz, ale przez kilka dni musiałabyś spać na podłodze, bo jak na razie nie mam za dużo pieniędzy.-powiedział na poczatku się smiejąc. Miał wtedy minę zwycięzcy. Wiedział, że zostane i tak w tym pokoju. Jednka skrzywił sie gdy mówił o pieniądzach.
-No dobra zostane w tym zielonym pokoju z białymi meblami. Masz szczęście, że podoba mi się łóżko i meble przy oknie! A wgl to co z pieniędzmi, nie mów, że wydałeś tak dużo na urządzenie pokoi dla nas?-zapytałam się, wiedziałam, że nie jest spłukany, bo zawsze zostawiał spory zapas pięniędzy na tzw. "czarną godzinę".
-Niee..no coś ty, wyczarowałem je-powiedział śmiejąc się.
-A też mam swoja łazienkę, czy już nie mam takich luksusów?-zapytałam już lekko zdołowana myślą, że może będe musiała ją z nim dzielić. Nie podbała mi się ta myśl, bo on w łazience siedzi dłużej ode mnie!
-Masz, masz. Otwórz te drzwi.-powiedział, a ja zrobiłam tak jak mi kazał.
-No no braciszku..-powiedziałam z uznaniem poklepując go po ramieniu-postarałeś się-uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek. Pomieszczenie było pięknie urządzone, czerowne ściany ze złotymi zasłonami i białą umywalką oraz wanną, która stała przy oknie. Wszytsko razem wyglądało ślicznie.
-Ale masz tu ładnie, coś czuję, że na więcej niż pół godziny się będziesz tu zamykać-powiedziała Anahi lekko się usmiechając w moją stronę.
-Możliwe.
-Zaraz wam przyniose wasze walizki i sie rozpakujecie, a ja będe musiał na chwilę pojechac do wytwórni, bo coś się nie zgadza, sam nie wiem o co tak dokładniej chodzi.-pwoiedział drapiąc sie w głowę.
-Dobra, dobra. Nami się nie przejmuj. My zaraz po rozpakowaniu pójdziemy pozwiedzać trochę Londyn-powiedziała promiennie uśmiechnięta Anahi.
-Zanim pójdę po wasze walizki, pokaże wam jeszcze waszą wspólną garderobę.-powiedział, a my z Any wymieniłyśmy się spojrzeniami, uśmiechając się znacząco pod nosem.
Tutaj tym razem meble były czarne, a na środku stała czarmo-biała pufa. Całość ładnie współgrała z żyrandolem. Rozejrzałyśmy sie jeszcze chwile po pomieszczeniu, przejżałyśmy w lustrze, popraiwłyśmy makijaż, a Poncho poszedł po nasze bagaże.
-Nie wiedziałam, że już będzie stać go na coś takiego..-rozmyśliłam się rozglądając się do okoła i wychylając się na korytarz-to jest coś pięknego!
-Tak, masz rację-powiedziała, bardzo spokojnym, opanowanym głosem Anahi. Sprawiała wrażenie jakby to już widziała, albo miała wyobrażenie tego wszystkiego.
-Any, czy ty wiedziałaś o tym domie wcześniej?-zapytałam lekko zdezorientowana tą sytuacją i jej zachowaniem. Gdy dziewczyna otworzyła usta, by wydobyć z siebie odpowiedzieć w drzwiach stanął brunet, który słyszał moje pytanie. Posłali sobie jakieś tajemnicze spojrzenie.
-Otóż chodzi o to-zaczął nie pewnie poncho spoglądając się na dziewczynę i wystąpił lekko przed blondynkę-że Annie pomagała mi urządzić to wsyztsko. To głównie jej zasługa, że to wygląda tak jak wygląda.-powiedział bardzo, bardzo nie pewnie. Gdy Any to usłyszała stała z otwratą buzią-chyba ze zdziwienia-a po chwili się otrząsnęła i przytaknęła chłopakowi.
-To teraz wszystko wyjaśnia, ale oglądając swój pokój wyglądałaś tak realnie. To nie możliwe, żebyś udawała-powiedziałam, przypominając sobie wyraz twarzy dziewczyny, gdy Poncho otworzył drzwi do pokoju.
-No bo to nie ja już urządzałam. To sam Alfonso urządził-powiedziała zerkając kątem oka na bruneta.-A my teraz korzystając z tak ładnej pogody idziemy na miasto-szybko zmieniła temat blondynka, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-To ja zmykam do wytwórni. W kuchni na wyspie leżą dwie kopie kluczy, po jednej dla każdej z was-powiedział mój brat i uśmiechnął się, wychodząc z garderoby.

*godzinę później*

     Idąc w stronę London Eye przechodziłyśmy koło starego mieszkania Alfonsa. Nikt chyba go nie wynajmywał, ponieważ okna były powybijane i stare firanki wiewały na wietrze. Zauważyłąm czarny sportowy samochód stojący na przeciwko mieszkania, siedział w nim jakiś mężczyzna i się nam przyglądał.
-Czy ten facet nam się przygląda?-zapytałam zaniepokojona.
-Daj spokój, musi na kogoś czekać-uspokoiła mnie przyjaciółka.
-Może i masz rację, ale chodźmy szybciej, już prawie jesteśmy na miejscu-powiedziałam z uśmiechem i przyspieszyłam kroku. Na London Eye chodziłyśmy w każde wakacje dwa razy, pierwszego dnia przyjazdu i ostatniego dnia. To taka nasza tradycja. Przez 6 minut-bo tyle szłyśmy-czułam, że ktoś nas śledzi. Nie chciałam już niepokoić towarzyszki, dlatego nic jej nie mówiłam. Na szczęście w tłumie ludzi stojących pod celem naszej dzisiejszej wycieczki zgobiłysmy go.
-Jadę tym już 3 raz, a za każdym razem boję się wsiadać..-powiedziała Anahi z kwaśną miną.
-Nie przejmuj się, za każdym razem dawałaś radę, więc i tym razem dasz rade-pocieszyłąm ją i popchnęłam lekko w strone kapsuły.
-Wiesz, dzięki, lepiej bym nie weszła-powiedziała blondynka zakładjąc ręce na klatce piersiowej.
-Ależ nie ma za co-usmiechnęłam się uroczo do niej, specjalnie na złość, za to, że nie powiedziała, że Poncho się przeprowadził i pobudował dom. Widok na miasto był piękny. Za kżdym razem czuję się jakbym oderwała się od rzeczywistości, nie myślała o dzsiaj, ani o jutrze. Niestety to co piękne szybko sie kończy. Nie da się tego zmienić, bo jest to niemożliwością. Nawet zapomniałam o tym typku, co za nami chodził. Na szczęście zgubił nas. Te przyjemną chiwlę nie myślenia przerwał sms.

"Wiem gdzie jesteś, nie ciesz się tak za bardzo.."
od:Michel

Zamarłam, nie wiedziałam co zrobić, gdzie się spojrzeć, co powiedzieć. Nie wiedziałam co się dzieje.
-Ej, Dul co jest grane?-zapytała Anahi. Nie odpowiedziałam jej nic, tylko pokazałąm wyświetlacz i terść wiadomości. Jej mina po przeczytaniu była bardzo podobna do mojej, tylko że ona nie musi się bać, bo to nie onią mu chodzi. Wystarczy jeden sms, żeby popsuć humor. Ale nie jest to byle jaka wiadomość, to w sumei groźba jest. Znam Michela i zdaję sobie sprawe z tego co może zrobić, gdy nie idzie cos po jego myśli. Nie raz zdażyło się podnieść na mnie rękę, gdy powiedziałam coś nie tak, albo nie smakowało mu to co przygotowałam gdy mnie odwiedzał. Prawde mówiąc przyzwyczaiłam się do bicia-o ile można się do czegoś takiego przywyknąć. Z ojcem też nie miałam lekko, też podniósł na mnie rękę i często kończyło się to jakimś siniakiem.-Nie martw się, będzie dobrze-powiedziała i przytuliła mnie. Banalny tekst 'będzie dobrze', ale wypowiedziany prze moją przyjaciółkę nabiera mocy. Wiem, że tak będzie. Musi tak być.
Wysiadłyśmy z kapsuły i udałyśmy sie prosto do domu Alfonsa. Nie miałam siły już nawet na drobne zakupy. Nie po tym co przeczytałam. Gdy przechodziłyśmy kolejny raz koło strafgo mieszkania bruneta puknęłam Any w ręke i wskazałam palcem na ten sam czarny sportowy smaochód. Za kierownicom siedział chłopak i chyba czytał mapę, ale nie jestem pewna.
-To nie jest juz normalne. Chodźmy troche szybciej-powiedziała Anahi, nie oglądając się za siebie.
-On znowu nas śledzi-powiedziałam po kilku minatch szybkiego marszu.
-Jak to znowu?-zapytała przyjaciółka. Nie mogła krzyczeć, bo nie chciałysmy, żeby nas usłyszał, ale wiem, że gdyby mogła krzyczeć to właśnie teraz by to zrobiła.
-Nie chciałam ci nic mówić i psuć dnia, ale jak szłyśmy w strone LE to czułam, że ktos nas śledzi.-wyrzuciłam to z siebie i nie pewnie spojrzałam na towarzyszkę, wyczekując jej reakcji. Nic nie powiedziała tylko szarpnęła mnie, bym jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. Do domu brata zostało nam jakieś 3-10 minut drogi, ale w takim tępie pokonamy ja jeszcze szybciej.
-Nie możemy tam iść.-stanęłam-Dowie się gdzie mieszkamy.-dodałam, gdy zauważyłam, że Any nie wie o co chcodzi.
-A wiesz gdzie możemy iść?-zapytała.-Może zadzwonimy po Alfonsa?-dodała.
-A co jesli przeszkodzimy mu w czymś ważnym?
-Nie przyszło ci do głowy, ze to ty jestes dla niego najważniejsza?!-warknęła na mnie przyjaciółka.
-Wiem, że jestem dla niego najważniejsza..Mam pomysł-krzyknęłam po chwili i wyciagnęłam telefon z kieszeni spodni. Wykręciłam numer po jakąś taksówkę. Umówiłam się, że będzie stała w jakimś dobrze zaludnionym miejscu.-Musimy przejść pod Nado's tam będzie czekała na nas taksówka, która zawiezie nas do wytwórni.-wytłumaczyłam przyjaciółce, która stała koło mnie i nie wiedziała, co planuje.
-No ok, widzę, że wybrałaś dobre miejsce, a ten typek musiałby sie wracać po samochód, a wtedy to już na pewno nas zgubi.-powiedziała Any, kiedy znów przyspieszyłysmy kroku. Wybrałam takie miejsce, które jest niedaleko domu brata i jest wiecznie zatłoczone. Zaraz po dojściu na miejsce podjechała taksówka. Wsiadłyśmy i podałyśmy nawze wytwórni, bo pech chciał, że konkrtenego adresu niestety nie znałyśmy. Odjeżdżając widziałam wysokiego mężczyznę, ubranego w czarną bluzę z kapturem, który gapił się spod łba na nas.

~*~
No i wreszcie pojawił się 3 rozdział. Z lekkim opóźnieniem, ale jest;d sądziłam, że wyrobie się do piątku..no ale jest jak jest;p 
Moim zdaniem rozdział do najciekawszych nie należy, no ale i takie muszą być:)
Szkoda trochę, że zmalała ilość odwiedzin jak i komentarzy..;< ale mam nadzieję, że się to trochę poprawi xD bardzo dziękuję też za 3 obserwatorów;) jak i tym, którzy komentują i odwiedzają mojego bloga;)

15komentarzy = nowy

Czytasz=Komentujesz

Informowani

Chcesz, żebym informowała cie o nowym rozdziale? nic prostszego! Wystarczy, że zostawisz w komentarzu pod ta notką adres swojego bloga albo nick na twitterze, a ja będę powiadamiała o każdym nowym rozdziale.

sobota, 15 września 2012

Rozdział 2


     Wyszłam z domu i pojechałam do przyjaciółki. Całą drogę powtarzała sobie w myślach słowa ojca. To było dziwne. Często wyjeżdżałam, ale nigdy mi nie mówił podobnych rzeczy. W ogóle po dzisiejszej sytuacji w salonie<wtedy kiedy wróciłam z zakończenia roku> zachowywał się inaczej. Zastanawiałam się również kim był ten siwy mężczyzna, który był dzisiaj na grobie u babci. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie odczytywałam jej, bo po pierwsze kierowałam, a po drugie zaraz będę u Anahi.
     Na podjeździe przywitała mnie blondynka, która robiła jakieś porządki w ogródku. Podbiegła do mnie i nim wysiadłam z samochodu moje walizki były już prawie wystawione. Z lekkim trudem je wniosłysmy do ganka i tam je zostawiłyśmy.
-Idziesz dalej pielić w ogrodzie?-zapytałam, gdy stałysmy w kuchni i piłysmy sok.
-A chcesz mi pomóc?-odpowiedziała pytaniem na pytanie uśmiechając się pod nosem.
-Noo wiesz...-przerwał mi sms. Dzięki niemu przypomniałam sobie, że ktoś w drodzew do mnie pisał. Sięgnęłam do torebki, by go poszukać.
'Co powiesz, żebysmy jutro poszli do kina?'
od: Michel
Nic nie odpisałam na niego. Byłam wkurzana. Chciałam dzisiaj mu powiedzieć o tym, że wyjeżdżam, ale skoro miał coś ważniejszego ode mnie to się dowie kiedy już będę w samolocie.
-Kto przypomniał mi o Michel'u?-zapytałam.
-Co?-nie wiedziała o co chodzi, nie dziwie się jej nie wiedziała o sms-ie od mojego chłopaka.
-Kto do ciebie pisał?-zaśmiałam się.
-Aa..pisał Poncho, o której dokładnie będziemy na miejscu.-odpwoiedziała wreszcie. Alfonso to mój brat cioteczny ze strony ojca. 2 lata temu wyprowadział się do pracy. Przed wyjazdem zdążył poznać Any. Od arzu złapali dobry kontakt. Dobrze się dogadywali, a gdy się już pokłócili zawsze chłopak pierwszy przepraszał po góra 10 minatch od kłótni. Po jego wyjeździe dalej utrzymują ze sobą kontakt.
-Będzie czekał na nas na lotnisku?-zapytałam
-Raczej tak.-powiedziała pisząc sms-a
-Raczej?-zapytałam
-Tzn. postara się być po nas, ale jeśli przedłuży mu się w wytwórni to mamy zamówić taksówke, a adres napisze mi jeszcze-wytłumaczyła szybko i odłożyła telefon-a teraz chodźmy dokończyć to co zaczęłam, bo nie zostawie go w takim stanie na 2 miesiące-powiedziała i w mgnieniu oka wyszła z domu. Po dopiciu soku dołączyłam do niej. W trakcie porządków opowiedziałam jej o kłótni z ojcem, o tajemniczym facecie na cmentarzu i o sms-ie od Michel'a. A czas leciał nie ubłaganie szybko i gdy spojrzałam na zegarek wskazówki wskazywały już 19.
-No świetnie! Jak ten czas zasówa!-zaśmiałam się-Ale na szczęście wszystko mamy już skończone-dodałam, a Anahi pokiwała głową.
-No to teraz idziemy się umyć i idziemy spać-powiedziała Any. Poszłyśmy do domu. Są 2 łazienki więc obeszło się bez kłótni, która ma być pierwsza-co mnie bardzo ucieszyło. Zamiast skorzystać z prysznica, żeby było szybciej, wybrałam długą kąpiel w wannie. W łazience stoi radio więc włączyłam sobie jakieś piosenki, żeby umilić sobie czas. Gdy już woda była chłodna zdecydowałam się na koniec kąpieli. Wytarłam swoje ciało i udałam się do swojego tym czasowego pokoju. Po położeniu się od razu usnęłam.
-Mam nadzieję, ze Anahi ma nastawiony budzik, bo mi się juz nie chce oczu otwierać-pomyślałam jeszcze i odpłynełam do krainy snów.
     -Matko, zaspałyśmy! Nie zdążymy!-obudziły mnie wrzaski dobiegające zza drzwi,
które po chwili się otworzyły.-Dulce!Dul! Wstawaj!Zaspałyśmy!-krzyczała skacząc po łóżku.
-Co się stało?-zapytałam przecierając zaspane oczy.
-Zaspałyśmy!-powiedziała spanikowana blondynka.
-Jak to? Która godzina?
-No tak to. A jest 8, a to znaczy, że mamy tylko godzine na wyszykowanie! Wiesz, że to mi nie wystarczy!
-O matko..Faktycznie nie zdążysz się wyrobić! A przez ciebie i ja się spóźnie.-zaczęłam panikować wraz z Anahi.-Jadłaś już?
-Tak.
-Poranna toaleta za tobą?
-Tak.
-To idź się ubierać, czesać i malować to może jakoś zdążymy.-powiedziałam już bardziej opanowanym głosem. Szybko wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zrobić sobie kanapki. Już nawet herbaty sobie nie robię, bo mi nie wystygnie. Zjadłam je i posprzątałam na blacie, po czym pobiegłam do łazienki. Po pół godzinie byłam gotowa.-Na szczęście ubrania sobie przygotowałam wczoraj-pomyślałam schodząc po schodach. Zatrzymałam się w kuchni i czekałam na Any. Po jakiś pięciu minutach pojawiła się na dole. Taksówka zamówiona w między czasie już na nas czekała. Kierowca włożył za nas bagaże. Odjeżdżając widziałam jak moja przyjaciółka spogląda jeszcze przez tylne okno, by ostatni raz spojrzeć na dom.
     Nie byłam pewna czy dobrze zrobię pisząc do Michel'a w samolocie, ale z drugiej strony i tak byśmy nie mieli kiedy się spotkać. Poza tym już mu keidyś napąknełam o tym, że na wakacje wyjeżdżam. Moje rozmyślenia przerwały wibracje w kieszeni. Ktoś do mnie dzwonił. A ten Ktoś to nikt inny jak ojciec. Z lekkim wahaniem odebrałam telefon.
-Tak?
-Chciałem ci życzyć udanych wakacji.-powiedział i się rozłączył.
-Kto dzwonił?-zapytała Anahi patrząc się na widok za szybą.
-Tata.-odpowiedziałam zmieszana całą tą sytuacją związaną z nim.
-I co chciał?
-Życzył mi udanych wakacji. Ale zupełnie nie wiem po co? Teraz widzisz, że coś jest z nim nie tak, coś się z nim dzieje. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale boję się go zostawiać.-powiedziałam spoglądając na dziewczyne wyczekując jej reakcji.
-Trudno jest mi tobie doradzać, zwłaszcza jeśli chodzi o twojego ojca. - powiedziała Any ze smutkiem w oczach. Wiem, że chce mi pomóc, ale nie umie. Z tym 'problemem' sama muszę sobie pomóc.
-Wiem.-wymamrotałam pod nosem odwracając głowe w stronę szyby, by zatopić się w widoku za nią. Pogoda w Meksyku o dziwo nie była zachwycająca. Przez całą drogę na lotnisko towarzyszył nam deszcz. Zawsze kiedy padało miałam ochotę płakać, tak było i tym razem. Cisza panująca w taksówce jeszcze bardziej mnie przygnębiała, ale nie chciałam jej przerywać. Potrzebowałam jej. Siedziałam gabiąc się w szybę i zastanawiając się, która kropla szybciej spłynie, ale była to taka 'przykrywka' do moich rozmyślań. Myślałam teraz głównie o moim życiu, o ojcu, o moim związku, o mojej przyszłości...Ojciec się jakby zmienił, tak jakby coś przede mną ukrywał. Jego zachowanie nie dawało mi spokoju. Najpierw mnie policzkuje, a potem jest tak cholernie miły...Myśli, że tak szybko można wymazać złe uczynki? Myli się ja je doskonale pamiętam, każdą krzywdę, każde uderzenie, wszystko! Nie zapomne o tym tak łatwo, to zawsze gdzieś tam w mojej głowie będzie siedziało.  A Michel? Hmm...to też jest ciężki przypadek. Ostatnio w naszym związku nie dzieję się za ciekawie. Bardzo pogorszył się nasz kontakt. Dobrze jak się w tygodniu spotkamy z te dwa-trzy razy...Czuję, że on coś przede mną ukrywa, ale jeszcze nie wiem co. Słyszałam wile złego na jego temat, ale nigdy nie chciałam w to uwierzyć. Z biegiem czasu zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że byłam zaślepiona jedo osobą. Chyba nawet specjalnie nie chciałam mu powiedzieć, że wylatuję z Any dzisiaj z kraju..Trudno, bedzię zły to będzie ja to jakoś przeżyje. Jednak moją uwagę przykuł też fakt, iż zaczął się zadziwiająco dobrze dogatywać z moim ojcem. Kilka miesięcy temu skakali sobie gardeł, a dziś? Dziś sobie słodzą jak tylko się da...To jest okropne...Czasami mam wrażenie, że woli przychodzić do niego niż do mnie. Spędzają kilka godzin zamknięci sami w gabinecie ojca, a gdy przynoszę im kawę to mierzą mnie tylko i posyłają groźne spojrzenie, bym więcej im nie przeszkadzała...
-Duul!! Już jesteśmy! Słyszysz mnie?!-z zamyśleń przerwał mnie krzyk przyjaciółki i jej machająca dłoń przed moimi oczyma.
-Co? Przepraszam, ale się zamyśliłam-powiedziałam.
-No co ty nie powiesz. Dało się zauważyć, że cię nie ma tutaj duchem-powiedziała z sarkamem Any. Wysiadłam z auta i czekałam aż kierowca wyjmie nasze walizki.
     W samolocie nadal panowała znów martwa cisza między mną a Anahi. Tak jak poprzednio nie przeszkadzała mi, ale moja towarzyszka miała inne zdanie.
-Dul, o czym ty tak myślisz?-zapytała w końcu. Widziałam doskonale, że nie daje jej to spokóju. Była osobą dosć dociekliwą.
-Juz o niczym. Od początku lotu przyglądam się tylko chmurom i tym jak potrafią się zmieniać i tworzyć tak piękne widoki.-powiedziałam. W sumie taka była prawda. Już nie myślałam o niczym. Miałam wakacji i chciałam zapomnieć o moich problemach.-Poczekaj bo czuję wibracje.-dodałam, wystawiając koleżance język.
"Gdzie jesteś? Martwie się o ciebie, bo nawet mi nie odpisałaś na poprzednią wiadomość i nie odbierasz mich telefonów"
od:Michel
"Przepraszam, ale właśnie lece na wakcje. Chciałam ci o tym powiedzieć na spotkaniu, ale ty nie miałeś czasu sie spotkać..."
do:Michel
-Przepraszam, ale to Michel..podobno denerwuję się, bo mu nie odpisałam i nie odbierałam od niego telefonów...-powiedziałam dość obojętnie.
-Oo..rozumiem.-ucięła temat. Wiedziała doskonale, że nie chcę go dalej ciągnąć. Z resztą ona też od poczatku lotu pisała pewnie z Alfonsem.-Aa..i jednak będzie mógł nas odebrać z lotniska.-dodała spogladjąc się po raz pierwszy od kilku minut na mnie a nie na wyświetlacz, ale zaraz to się zmieniło.
-To fajnie-powiedziałam i znów poczułam wibracje.
"Hej;* Jak tam wakacje? No i oczywiście jak Ci poszedł wsytęp? xx"
od: Harry
"Hej;* Wakacje CHYBA dobrze, a wsytęp bardzo dobrze;d mam nadzieję, że zostałam zauważona:) xx"
do:Harry
"Na pewno Cię zauważą:) Nie da się Ciebie nie zauważyć! x"
od:Harry
"hahahaha xD Obyś miał rację:) xx" 
do:Harry
"A całe wakacje spędzasz w słonecznym Meksyku, czy gdziesz wyjeżdzasz?"
od:Harry
"aa..powiem Ci kiedy indziej;) Na razie to ty jesteś w trasie;p"
do:Harry
"No dobra, ale za 2 tygodnie wracam do Londynu, więc liczę, że wtedy coś napiszesz;p"
od:Harry
"Do Ciebie? Zawsze!;) Pierwszy, no dobra, może nie pierwszy, ale też nie ostatni się dowiesz, obiecuję!:) xxxx"
do:Harry
"Trzymam za słowo!;) a teraz przepraszam, ale muszę uciekać na próbę. Louis już chce wyrwać mi telefon z dłoni..hahahah xD"
od:Harry
 No i znowu zaczęła się nuda. Z Harrym zawsze mogłam pogadać o wszytskim, ale nie szczędziliśmy sobie wyzwisk...Pamiętam jak zawsze drwił z mojego wzrostu..Przez kilka lat się złościłam się za to, ale później już stwierdziłam, że to się nie zmieni. I dzięki niemu nie denerwują mnie już docinki na temat mojego niskiego wzrostu.
     Znowu przyszedł jakiś sms, mysiałam ze to Harry o czymś zapomniał czy coś, ale niee..to była osoba, z którą najbardziej chciałam w tej chwili pisać.
"To nawet nie mogłaś mi o tym napisać?!"
od:Michel
"Zebyś wiedział, że nie mogłam...Niee ja mogłam, ale ja po prostu nie chciałam!;o"
do:Michel
"Radziłbym ci sie dobrze zastanowić, czy jesteś pewna tego co robisz...Wiesz co mam na myśli."
od:Michel
"I już myślisz, że się ciebie boję? Oj mój kochany jesteś w grubym błędzie. Nigdy się ciebie nie bałam i nigdy nie będę bać, zapmiętaj to!"
do:Michel
"Jeszcze zobaczymy..."
od:Michel
Wraz z ostatnim sms-em rozległ się po pokładzie spokojny głos stewardessy, która informowała, że właśnie wylądowaliśmy. Lot minął zaskakująco szybko. Teraz nie mogłam się doczekać kiedy wysiądę z samolotu i uściskam Poncha! Tak dawno się z nim nie widziałam, tzn piszemy ze sobą, gadymy na skype, ale to nie to samo. Ostatnio widzieliśmy się w zeszłe wakcje. Jego dom nie wyglądał wtedy zadawalająco..no ale czego można było się spodziewać, był tam zaledwie rok, więc wynajął to na co było go stać. Poza tym nie od początku przyjazdu pracował na tak wysokim stanowisku. Dopiero kilka miesięcy temu udało mu się awansować.
     I tak jak myślałam, Alfonso czekał na nas przed lotniskiem. Nic się nie zmienił przez ten rok. Jedynie co to nie chodzi już w zwykłych T-shirtach i jeansach tylko elegancko i schludnie ubrany. W końcu teraz musi sobą coś reprezentować..Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, a Anahi poszła w moje ślady tyle że ona dostała jeszcze buziaka w policzek.
-Ej..! A ja nie dostanę?-krzyknęłam oburzona.
-Oj przepraszam. Już się poprawiam.-powiedział uśmiechając się do mnie i też pocałował mnie w policzek.
-No tak od razu lepiej.-odpowiedziałam puszczając do niego oczko.
-To co może nie będziemy tutaj tak stać tylko pojedziemy do mnie?-zaproponował Alfonso.
-Jasne, tylko mam nadzieję, że masz sporo miejsca w samochodzie, bo mamy sporo walizek.-powiedziała Anahi lekko się drapiąc w tył głowy i wbijając spojrzenie w ziemie.
-Hahahaha-wybuchnął śmiechem-doskonale znam waszą dwójke i wiem, że na 2 walizkach by nie stanęło, więc jestem przygotowany.-powiedział cały czas się śmiejąc. Anahi słysząc to podniosła szybko oczy do góry tak by widzieć robawiona twarz chłopaka.
-Ej to nie jest smieszne! Wiesz, że potrzebuję ubrań.-próbowałą się bronić blondynka.
-Dobra, dobra..to gdzie te wasze bagaże?-zapytał.
-Tam są-pokazała Anahi palcem miejsce, w którym stały. Chłopak się udał po nie i przy pomocy jakiegoś chłopaka przytachał je do samochodu.
-Ej Dul co jest?-zapytała się mnie dziewczyna.
-Nic..tzn...tak..nie..-nie mogłam się zdecydowac jak jej odpowiedzieć, w końcu nic takiego sie nie stało.
-To w końcu jak jest?-zapytała dociekliwie blondynka
-No dobra stało się..-kiedy miałam jej powiedzieć przyszedł Poncho z chłopakiem i zaczęli wkładać nasze walizki.-Później-powiedziałam jedynie do Anahi. Po zapakowaniu naszych bagaży udaliśmy się do domu mojego brata.
~*~

Tak więc jest i drugi rozdział, mam nadzieję, że się nie zanudzicie czytając go;p Wydaje mi się, że jest w nim trochę więcej przemyśleń bohaterki niż w poprzednim. Opinie pozostawiam Wam.
Bardzo chciałabym podziękować Wam za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Jesteście wspaniałe xx

piątek, 7 września 2012

Rozdział 1


     Właśnie dzisiaj jest zakończenie roku. Wstałam jak nigdy wypoczęta i uśmiechnieta. Cieszę sie z tegorocznych wakacji. Usiadłam na łóżku i wyjrzałam za okno. Pogoda piękna. Po chwili przyglądania się pogodzie poszłam do łazienki. Wziełam szybki prysznic. Wychodząc z łazienki poszłam zajrzeć do sypialni taty.
-Jak zwykle go nie ma. Żadna nowość.-pomyślałam i zamknęłam drzwi. Przehcodząc koło schodów usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko zbiegłam ze schodów mało z nich nie spadając. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się Anahi. Wyglądała bardzo ślicznie.
 Zaprosiłam ją do środka. Na schodach zauważyłam, że nie idzie za mną. Stanęłam rozglądając się za nią.
-Any!-krzyknęłam, gdy nie mogłam jej odnaleźć. A ta wyleciała z kuchni. Gdy ja zobaczyłam wybuchnęłam śmiechem. Posłała mi spojrzenie 'wtf?', a ja pokazałam ręką tylko na nią. W buzi trzymała bułkę, a w ręku szklankę z nalanym sokiem. -Teraz już możemy iść do mnie?-zapytałam, a dziewczyna kiwnęła mi głową twierdząco.
-Twojego taty już nie ma, prawda?-zpaytała się moja przyjaciółka po wyjęciu bułki z buzi.
-Jaka spostrzegawcza jesteś, brawo!-powiedziałam z ironią.
-Oj no nie gniewaj się-powiedziała, ale nie byłam zła za to pytanie, po prostu zła byłam na ojca. Nigdy nie był na zakończeniu roku, rozpoczęciu roku, na moich występach. NIGDY. Kiedy babcia jeszcze żyła chodziła zawsze tam, gdzie jej kochana i jedyna wnuczka miała występ. Tak byłam jej jedyną wnuczką. Pewnie dlatego tak mnie kochała i opiekowała się za syna. Zakończenie 1 roku było najgorszym moim dniem w życiu. Właśnie miałam wchodzić na scenę i zaśpiewać piosenkę dla babci, która leżała w szpitalu, gdy dostałam telefon z tego miejsca. Wiadomość jaką mi przekazali była tragiczna. Wyszłam na scenę, ale nie dokończyłam pisoenki. Była to dla mnie wielka szansa, bo miałam do zaśpiewania jedną ze swoich piosenek, a występ obserwowali ludzie z tutejszych wytwórni. Gdy zaczęłam śpiewać 'Canciones que pronto he de escribir por ti, por ti' upadłam na kolana. Zawsze każde piosenki pisałam dla babci. W tej chwili doszło do mnie, że jej już nie ma. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie machająca ręka Any. Wytarłam szybko ręką swoje oczy, w których pojawiły się łzy.-Wszystko w porządku, Dulce?-zapytała się dziewczyna. Trochę była zaniepokoja moją zmianą nastroju.
-Zapomniałaś co dzisiaj jest?-zapytałam.
-Ah..no tak, przepraszam, zapom..-nie dał jej dokończyć mój dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
-No fajnie, tatuś sobie o mnie przypomniał, ciekawie co chce?
~rozmowa telefoniczna~
(ja-J, tata-t)
J-Co tam?
T-A gdzie 'hej' albo 'cześć'?
J-Taa siema... to jak powiesz co chcesz?
T-Myślisz, że dzownię do ciebie tylko dlatego, że mam jakąś sprawę?
J-Powiesz czy nie? Nie mam za bardzo czasu. Jakbyś nie wiedział mam dziś zakończenie roku i bardzo ważny występ, na którym cię nie będzie...
T-Wypadło mi bardzo ważne spotkanie.
J-Ta jasne, a jak na imie ma to 'twoje ważne' spotkanie?
T-Nie będziemy tak rozmawiać. Chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro rano masz lot, a bilet lezy tam gdzie zawsze.
~koniec rozmowy telefonicznej~
I się rozłączyć. Musiałam mu to powiedzieć, co powiedziałam, bo doskonale wiedziałam, że jest z jakąś babką. Spotyka się z nią i jeszcze jakąś inną od smierci babci...
-Co chciał?-zapytała się Any.
-Głównie to chodziło mu o to, że bilety już są i jutro z samego rana wylatujemy!-krzyknęłam głośno podskakując. Po chwili przyjaciółka się do mnie przyłączyła.-Ej dobra, bo ja jestem jeszcze nie gotowa, a została nam godzina, a musze jeszcze piosenke przecwiczyć. Tym razem nie zawiode nauczycielki od śpiewu. Dała mi drugą szansę-mówiłam, idąc w kierunku garderoby.
-Masz rację, a jeszcze make up, fryzura..z tym się trochę może zejść. Ale dobra, pokazuj, co chcesz założyć.-powiedziała, gdy dołączyła do mnie. Zaczęłam wyrzucac po kolei jakieś sukienki albo zestawy.
-Dobra.-powiedziała Anahi, ale jej nie usłyszałam.-Dobra!-tym razem krzyknęła i dzięki temu ją usłyszałam.-Mam już wybrane coś dla ciebie.-wstałam i do niej podeszłam.
-Pokaż mi co tam wybrałaś.-powiedziałam do niej.
-Dobra. Załozysz ją i zaraz znajde do tego jakieś fajne buty i jesteś gotowa.-powiedziała energicznie Any.

-Ok, to ja ide się przbrać, a ty szukaj jakiś butów.-powiedziałam i znikłam za parawanem.-Any! Włosy zostawie rozpruszczone nie?
-Oczywiście, że tak-powiedziała. Gdy wyszłam już gotowa, dziewczyna nadal przebierała w moich butach. Mam ich sporo więc dziewczyna ma nie lada wyzwanie. W końcu je wybrała, a ja z Any już całkowicie wyszykowane wyszłyśmy przed dom. Gdy miałam wsiadać już do samochodu ktoś mnie powstrzymał. Nie był to nikt inny jak Michel.
-Hej kochanie-przywitał się całując mnie w policzek.-Cześć Any.
-Cześć. Co tam?-zapytałam się, bo nie bardzo wiedziałam co tutaj robie. Mieliśmy się spotkać koło 16.
-Wiesz, przepraszam, ale chciałem ci powiedzieć, że dzisiaj nie mogę się z tobą spotkać. Wypadło mi coś bardzo ważnego.-gdy to powiedział mina mi trochę zzedła, no ale cóż różnie bywa. Z jednej strony to dobrze, dłużej będę mogła posiedzieć u babci na cemnatrzu. Lubię tam przesiadywać i z nią rozmawiać. Wiem, że to dziwne, ale tak właśnie robię.
-No trudno kiedy indziej, a tera zprzepraszam cię, ale bardzo nam się spieszy.-powiedziałam po czym go pocałowałam i wsiadłam do samochodu.
     Gdy byłyśmy na miejscu zaparkowałam samochód na sowim stałym miejscu.
-Nie martw się, na pewno musi to być coś pilnego skoro nie może się z tobą spotkać.-powiedziała Anahi. Widocznie musiała zauważyć, że to mnie trochę zdenerwowało.
-Pewnie tak-powiedziałam-musimy już iść, muszę się przygotować jeszcze-dodałam posłałając przyjaciółce uśmiech. Wysiadłysmy z auta i każda udała się w swoją strone. Ja poszłam poszukać nauczycielki od śpiewu, by powiedziała gdzie jest próba. Niestety nie należała do świetnych. Było pare niedociągnięć, które musieliśmy poprawić już na scenie przed wszystkimi.  Mam zaśpiewać piosenkę, której nie zaśpiewałam 2 lata temu. Musiałam dać z siebie wszystko. Od tego zależało moje dalsze życie. Może tym razem uda mi się zwrócić na siebie uwagę łowców gwaizd? Gdy dyrektorka zapowiedziała mój występ słyszałam piski, ale najabradziej dało się usłyszeć głos Anahi. Drobna dziewczyna, ale głosik to ma! Zaśpiewałam piosenke bez żadnego najmniejszego błędu wszystko poszło jak należało. Ładnie się ukłoniłam i zeszłam ze sceny. Dobrze jeszcze nie zeszłam, a już złapała mnie przyjaciółka, a zaraz za nia przyleciała nauczycielka.
-Dul to było coś pięknego! Prawda Any?-krzyczała strasza pani, bardzo ją lubiłam.
-Cieszę się, starałam się jak mogłam. Ale to też dzięki zespołowi-powiedziałam pokazując ręką w stronę chłopaków.-a teraz przperaszam panią, ale my wrócimy już na swoje miejsca.-powiedziałam, uśmiechnęłam się i razem z Anahi wróciłysmy na widownie, by dalej obserwować przebieg uroczystości.
     Na szczęście nie trwało to bardzo długo i koło południa pożegnaliśmy się ze szkołą na 3
miesiące. Uznacie mnie za dziwną, ale nie cieszę się z tego faktu. Całe dnie w domu. Chciaż jutro wylatuję, więc przez ok dwóch miesięcy nie będzie mnie w domu. Bardzo mnie to cieszy, że w końcu mój kochany olczulek zabukował nam te bilety. Po roku cigłęgo chodzenia i proszenia go o nie. W samochodzie Anahi włączyła radio, podgłosiła je na maxa. Całą drogę  pod dom Any śpiewłyśmy piosenki. Szło to nam na prawde fajnie. No ale co fajne szybko się kończy.
-Zacznij się już pakować, bo znając ciebie na jednej walizce się nie skończy.-pwoiedziałam, gdy stałyśmy już na podjeżdzie.
-Ha ha ha..Bardzo śmieszne!-powiedziała, po czym pokazała mi język i wysiadła z auta.
-Będę u ciebie..-zaczęłam się zastanawiać ile mi zajmie pakowanie, później jeszcze na ten cmentarz
-jak będziesz-dokonczyła za mnie blondynka i razem się roześmiałyśmy. Zamknęła drzwi, a ja odjechałam. Od Any do mnie daleko nie ma, więc droga minęła mi szybko. Wbiegłam do domu. Udałam się do kuchni, by czegoś się jeszcze napić. Zajrzałam do salonu, miałam nadzieję, że ojciec już będzie w domu. Nic bardziej mylnego. Siedział w salonie, na fotelu ze szklanką whiskey i oglądał jakieś badziewie.
-O której wróciłeś?-zapytałam zmieniając się z wesołej na poważną. Przy nim nie można być uśmiechniętym.
-A co cię to intersuje?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Nawte nie spojrzał się na mnie. Nie obchodziło go nawet to jak byłam ubrana, uczesana, umalowana. Nic zero jakiegokolwiek zainteresowania moja osobą z jego strony. Teraz już się przyzwyczaiłam, ale najbardziej bolało gdy byłam małą dziewczynką i nie rozumiałam za wiele. Na szczęście te czasy minęły już dość dawno temu. Nie tak łatwo jest dać mi wmówić kłamstwo.
-No wiesz, skoro nie miałeś czasu pofatygować swojego du*ska na moje zakończenie roku i ważne wystąpienie, a gdy przychodzę do domu ty w nim jesteś to nic dziwnego, że jestem ciekawa o której wróciłeś.-powiedziałam bardziej dosadniej,co pomogło zyskać jego uwagę. Zmierzył mnie od stóp do głów, ale nic nie skomentował. Wstał z fotela i wolnym, ale zdecydowanym krokiem podchodził do mnie. Nie zaprzecze byłam lekko zdezorientowana. Nie wiedziałam co zamierza.
-Nie będziesz mnie kontrolować, zrozumiano?-powiedział stając tuż przede mną, poczym wymierzył cios w policzek. Bolało nie samowicie. Pod wpływem siły odsunełam się do tyłu łapiąc się za policzek. Nie płakałam, nauczyłam się już, że to jest dla niego największy sukces. Poprawiłam włosy, które miałam na twarzy, ręcę opuściłam wzdłuż ciała. Podeszłam do niego i najzwyczajniej w świecie plunęłam mu w twarz.
-Jesteś nikim, jesteś śmieciem jeśli bijesz własną i do tego jedyną córkę.-powiedziałam, gdy odsunęłam się na bezpieczniejszą odległlość. Myślałam, że dostane jeszcze raz czy coś, ale ten odwrócił się i poszedł z powrotem na fotel, a ja szybko pobiegłam na górę do siebie. Naszykowałam sobie jakieś luźniejsze ciuchy i razem z nimi poszłam do łazienki. Tam przemyłam sobie twarz zimną wodą. Od razu lepiej-pomyślałam. Poprawiłam makijaż. Założyłam szare rurki, biały T-shirt, a włosy związałam w kucyk. Schodząc na dół trochę się bałam, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Spojrzałam w strone salonu, ale nikogo nie było w fotelu. Zdziwiłam się trochę.
-Gdzie on już pojechał?- powiedziałam na głos. Przed drzwiami założyłam trampki i wyszłam zamykając za sobą drzwi.

     Po zaopatrzeniu się w wkład do znicza dojechałam na cmentarz. Nie było za dużo samo-
chodów- z resztą nigdy ich tutaj nie ma za wiele. Dochodząc do miejsca gdzie została pochowana babci, zauważyłam, że stoi tam siwy mężczynza. Nie podchodziłam bliżej tylko mu się przyglądałam. Niestety jestem krótko widzem i jedyne co wyraźnie widziałam to właśnie jego siwa czupryna i nic więcej. Poczekałam aż odejdszedł i podeszełam do grobu. Ten facet postawił bukiet czerwonych róż w wazonie.
-Kochałaś te kwaity.-powiedziałam. Zawsze w kuchni stały świeże czerwone róże ścięte od nas z ogrodu. Przychyliłam się i zapaliłam jeden ze zniczy, bo nie tylko przynósł ten bukiet, ale też zapalił jedną ze świeczek. Posiedziałam jeszcze chwilę, streściłam babci to co u mnie się działo przez kilka dni. I odeszłam.

     Wbiegłam szybko do domu, nawet butów nie zdjęłam i wbiegłam do salonu. Nikogo nie
było w nim. Gdy chciałam się odwrócić ktoś dotknął mojego barku.
-Nie bój się to tylko ja twój niedobry ojciec-powiedział w końcu. Widocznie musiał poczuć, że się przestraszyłam gdy połozył dłoń na moim ciele. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. Były teraz pełne miłości, ale też obaw? Nie wiedziałam dlaczego akurat to widziałam w jego oczach. Urwałam wymiane spojrzeń i szybkim krokiem skierowałam się do swojego pokoju.  W garderobie wyjęłam walizkę i zaczęłam się pakować. Jak się okazało jedna walizka to za mało. Po ponad godzinnym pakowaniu się stałam w progu pokoju z trzema walizkami. Odwróciłam się jeszcze na chwilę i pożegnałam się ze swoim pokojem.
-Uważaj na siebie-powiedział ledwo słyszalnie ojciec z salonu gdy wychodziłam.
~*~
No i pojawił się pierwszy rozdział. Jest długi, nawet bardzo długi.;d Kolejny rozdział będzie raczej krótszy, ale nie jestem pewna xD Nawet mi się podoba ten rozdział, a najbardziej sceny z  ojcem.;p Piszcie co wy o nim sądzicie.
Czytasz=Komentujesz