środa, 19 grudnia 2012

Rozdział 13.


"Nie spodziewałem się, że przez ciebie i tego twojego gwiazdorka będę siedział na komisariacie. Wielkie dzięki Dulce:)"
od:Carlos

No tego mi jeszcze brakowało. Co on jeszcze ode mnie chce? Nie dość, że uprzykrzył mi powrót do Meksyku to ma jeszcze do mnie pretensje. Nie miałam ochoty odpisywać na tą wiadomość. Chciałam schować telefon, gdy przyszedł kolejny sms.

"Cześć skarbie;* czy nie zapomniałaś o mnie? Widzę, że dobrze się bawisz, ze swoimi koleżaneczkami;d"
od:Michel

Bardzo zdenerwowała mnie ta wiadomość. Myślałam, że jestem już od niego wolna, a tu proszę-wrócił do Meksyku. Skąd on w ogóle wiedział, że tutaj jestem? Przeraża mnie ten człowiek coraz bardziej...Myślałam, że wizyta na posterunku wszystko załatwi, jednak myliłam się. Nie spodziewałam się tego po policjantach, to źle świadczy o nich i o ich podejściu do pracy. Rozczarowałam się, ale powinnam się przyzwyczaić do tego uczucia.
-Dulce, chcesz może na chwilę wejść na boisko i zagrać?-zapytała All tym samym wyrywając mnie z rozmyślań.
-Jasne-odpowiedziałam bez chwili namysłu. Musiałam się czymś zająć, by nie myśleć o tych wiadomościach. Wstałam z ławki zostawiając oparte o nią kule.
-Nie powinnaś grać. Sama jeszcze nie wiesz, co jest z twoją nogą. Nie powinnaś się tak forsować.-zauważyła zatroskana Maite.
-Oj daj spokój. To że studiujesz medycynę nie znaczy, że musisz się tak mądrzyć-powiedziała All. Nie było to zbyt miłe.
-Mogłabyś sobie darować ten komentarz-zwróciła się May. Widać było, że ją to uraziło. Ale nie dziwie się jej. Chciała po prostu dobrze.
-Żartowałam-rzuciła jeszcze tylko All i odwróciła się do Jess i coś szepnęła jej do ucha po czym obie głośno się zaśmiały, spoglądając na brunetkę. Widziałam doskonale, że ją obgadują. Nasza paczka od podstawówki do teraz bardzo się zmieniła-na gorsze. Każda się od siebie odsunęła. Brakuje nam już wspólnych tematów. Każda w innej szkole, inne kierunki, inni znajomi. Tak to już bywa.
-Spokojnie. Wiem co robię-powiedziałam, by uspokoić Maite, która schodziła z boiska. No i rozpoczęła się gra. Na początku bałam się podbiec szybciej do piłki czy wyskoczyć do bloku. Jednak gdy All i Jess po raz kolejny ścięły piłkę i zobaczyłam też za ogrodzeniem zobaczyłam postać podobną do Michel'a krew zagotowała mi się w żyłach po prostu. Widząc, że Jess wystawia piłkę All do ściny wyskoczyłam do bloku. Udało mi się zablokować. Jednak gdy nogą dotknęłam już ziemi moja stopa się wykrzywiła, a ja upadłam na ziemię. Noga mnie cholernie bolała. Nie wiedziałam co się dzieje. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które długo nie wytrzymały i wypłynęły. Szybko je ogarnęłam. Nie lubiłam jak rozklejałam się przy ludziach nawet przy przyjaciółkach.
-A nie mówiłam-powiedziała z rozbawieniem w głowie Maite.
-Mai to nie jest śmieszne-powiedziałam masując nogę.-zawieście mnie do szpitala.-dodałam, próbując się podnieść. Jednak moje próby spaliły na konewce, ponieważ z powrotem upadłam na ziemię. Dziewczyny podbiegły do mnie i pomogły mi wstać.
-Chodź biedactwo. Masz szczęście, że przyjechałam samochodem-powiedziała All. Po 5 minutach doszłyśmy na parking, gdzie stało auto Allison. Oczywiście przechodząc przez plac boiska nie obyło się bez pytań czy spojrzeń. Szczerze? W tamtej chwili nie myślałam o nich. Czułam na sobie spojrzenia innych, ale nie miałam siły nawet, by przekręcić głowę na bok czy do góry. Cały czas miałam ją skierowaną do dołu.
     W samochodzie słyszałam tylko jak dziewczyny przekrzykują się, zwalając winę jedna z drugiej. Ich krzyki były straszne. Do tego All ma bardzo donośny głos-z resztą jak ja-i jak dołączyły do niej Jess i Maria to moja głowa już nie mogła tego wytrzymać. Tylko Maite siedziała cicho obok mnie. W sumie nie dziwie się, że nic nie mówi. Wystarczająco dużo powiedziała na boisku, ale nikt jej nie usłuchał, zwłaszcza ja.
-Dziewczyny! Zamknijcie się! To jest tylko i wyłącznie moja wina. Teraz przez swoją głupotę będę miała zniszczone wakacje. Wy nie zawiniłyście...-powiedziałam, ale gdy wymawiałam ostatnie zdanie zamyśliłam się nad sensem wypowiedzianego zdania. Może jednak All i Jess miały jakiś wpływ na to? A może nie? Może gdyby wysłuchały moich próśb, żeby nie ścinały i grały 'lekko'. Tak żebym i ja mogła sobie zagrać nie bojąc się o nogę. Czyli w sumie mogę zwalić winę na dziewczyny.
     W recepcji spotkałam się z doktorem, do którego byłam zapisana. Lekarz się zdziwił gdy zobaczył mnie tak szybko. Wizytę miałam dopiero za kilka dni. bo wcześniej nie było wolnego miejsca.
-Dulce co cię tu..-nie dokończył swojego zdania, bo wzrokiem wskazałam na swoją nogę. Pokiwał z dezaprobatą głową i pomógł mi wejść do swojego kabinetu i tam usiadłam na krześle.-zbadajmy ta nieszczęsną nogę. Miejmy nadzieję, że nie jest to złamanie-powiedział lekarz. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać i przejść na leżak. Tam kręcąc moją stopą w różne strony i dotykając mnie mocniej w niektóre miejsca. W pewnym momencie wygiął moją stopę tak, że aż krzyknęłam z bólu.-Spokojnie-zaśmiał się doktor.-Powinniśmy zrobić prześwietlenie, żeby się upewnić-powiedział lekarz. Widziałam, że coś wie, a nie mówi mi całej prawdy. Mimo wszystko kiwnęłam twierdząco głową. Mężczyzna przyprowadził wózek i pomógł mi wsiąść. Jadąc na rentgen napisałam szybko wiadomość do Harry'ego.

"Jestem w szpitalu na wcześniejszej wizycie. Nie musisz po mnie przyjeżdżać. All mnie odwiezie;)"

     Gdy byłam już po prześwietleniu w korytarzu zobaczyłam mojego tatę? Widać było po nim, że jest zły. Krzyczał na dziewczyny. Trochę się zdziwiłam.
-Niech pani trochę przyspieszy-zwróciłam się do pielęgniarki, która mnie odwoziła. Doktor został tam jeszcze chwilę, by móc dokładnie przejrzeć.
-Tato? Co się stało? Czemu na nie krzyczysz?-zapytałam kiedy byłam bliżej nich.
-I ty sie mnie jeszcze pytasz? Zobacz co sobie zrobiłaś! I to w dodatku przez swoją głupotę, a wy dziewczyny nie jesteście bez winy!-ojciec był strasznie zdenerwowany. Zawsze taki jego stan kończył się jeden-biciem. Teraz nie mogę powiedzieć, że się nie boje. Cholernie się boje! Nie wiem do czego jest zdolny.-Czy już można wejść do lekarza?-zwrócił się do pielęgniarki.
-Tak sądzę. Zaprowadzę państwa do jego gabinetu. Jeśli go nie będzie to najwyżej poczekacie na niego. Nie powinno się mu długo zejść-powiedziała kobieta w średnim wieku. Była bardzo sympatyczna. Jak powiedziała tak zrobiła. W gabinecie nie było nikogo.
-W domu sobie porozmawiamy. Z resztą nie tylko ja mam do pomówienia z tobą.-powiedział stanowczo ojciec nawet nie spoglądając na mnie. Wiedziałam, że i Harry chce sobie porozmawiać ze mną. Teraz siedząc tam chciałam, żeby lekarzowi zeszło się jak najdłużej, by nie wrócić za szybko do domu. Nie byłam gotowa na jakiekolwiek rozmowy. Wiedziałam, że źle zrobiłam i nie potrzebowałam, by ktoś mnie w tym utwierdzał. Moje nadzieje zniszczył doktor, który właśnie wszedł do sali. Nie miał za wesołej miny.
-Tak jak przypuszczałem ma pani złamaną kość. Założymy pani zaraz gips i będzie mogła pani udać się do domu-powiedział lekarz. Kątem oka spoglądałam na wyraz twarzy ojca...Nie był zadowolony, był piekielnie zły po tym co usłyszał.
     Droga do domu trwała w strasznej, okrutnej, niezręcznej ciszy. Bardzo mnie denerwowała. Wiedziałam, że w domu czeka mnie ciężka rozmowa z Harry'm i tatą. Nie wiem dlaczego teraz ze mną nie może porozmawiać ze mną, wyjaśnić tego co mi się stało? Po co przyjechał do szpitala? Co go to interesuje? Teraz się znalazł kochający tatuś-pfff też mi coś. I bez niego było dobrze. Zmienił się nagle i myśli, że teraz będzie wszystko dobrze, że ja od tak zapomnę, że jego choroba wymaże z mojej pamięci tyle lat terroru?! Facet się myli. Może i było dobrze, ale jak widać długo spokój długo nie trwa w moim życiu. Jeszcze pojawienia się w mieście Michel'a dopełnia całości nieszczęść, ale nie mogę się poddać, załamać. Nie mogę okazywać słabości, bo to mnie może zgubić. Nikt nie może się dowiedzieć o powrocie Michel'a. NIKT.
-No proszę już jesteś-wycedził przez zęby Harry wchodząc do przedpokoju-Musimy porozmawiać-powiedział-U ciebie-dodał, gdy pokazałam ręką, by mówił dalej. Zaraz po jego słowach skierowałam się w kierunku schodów. Zaczęłam się wspinać powoli podpierając się kulami. Czułam jak Harry się mi przygląda, ale w jednej chwili podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju. Nie zajęło mu to minuty, a już byliśmy w mojej sypialni. Posadził mnie na skraju łóżka, a kule oparł o krzesło, stojące obok stolika.
-Harry, proszę cię, nie złość się na mnie. Ja musiałam z nimi zagrać. All mnie już zaczynała denerwować. Wiesz jak ona na mnie działa zwłaszcza kiedy w grę wchodzi sport-zaczęłam się tłumaczyć, ale jego mina wskazywała zdziwienie.
-Nie o tym chcę mówić-powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą-jeszcze nie-dodał, a mi mina zrzedła-musimy porozmawiać o powrocie do Londynu-zaczął bardzo poważnie, patrząc się na mnie i usiadł na brzegu łóżka, obok mnie. Nie rozumiałam o co mu chodzi.
-Niby dlaczego?-zapytałam zdziwiona jego pomysłem.
-Nie mów, że nie widziałaś Michel'a kręcącego się dziś wokół boiska?-zapytał chłopak, spoglądając się na mnie podejrzliwie. Zawsze gdy tak na mnie patrzył wiedziałam, że on zna prawdę, a rozmowa jest tylko po to, by potwierdzić jego wersję. Nienawidziłam tego.
-Nie możemy jeszcze wrócić!-powiedziałam trochę oburzona.
-Ty się jeszcze śmiesz na mnie denerwować?! Powinnaś być bardziej ostrożniejsza! A co by było gdyby on do ciebie doszedł i byłby nachalny? Kto by odciągnął go od ciebie? Dziewczyny? Zrozum, że nie jesteś tutaj już bezpieczna.-podniósł głos zdenerwowany Harry. Nie widziałam go w takim stanie jeszcze nigdy.-musisz iść z tym na policję-dodał krążąc po pokoju. Robi tak gdy jest poirytowany. Dosłownie tak jak ja.
-Powiedz mi ile razy można chodzić na policję w jednej i tej samej sprawie?-zapytałam tez już zdenerwowana, próbując wstać z łóżka jednak kiedy już prawie stałam zakręciło mi się w głowie i upadłam na łóżko.
-I jeszcze o tym musimy porozmawiać-powiedział Harry, kiedy podbiegł do mnie, by sprawdzić, czy nic mi nie jest.
-Ale tu nie ma o czym rozmawiać. All mnie zdenerwowała nie wiedząc o tym-zaczęłam się tłumaczyć, ale chłopak mi przerwał.
-Ale czym cię zdenerwowała?-zapytał zdziwiony.
-I ty się jeszcze pytasz czym ona mogła mnie zdenerwować?-zapytałam zdziwiona, że nie wie co wywołało we mnie zalążek złości.
-No chyba nie chodzi ci o to co było przed boiskiem?-zapytał zdziwiony, ale też i rozbawiony.
-Tak dokładnie o to mi chodzi-powiedziałam poważnie, ale chłopaka to rozbawiło-No i powiedz mi z czego się śmiejesz, bo mi nie jest do śmiechu.
-Z ciebie, bo jesteś potwornie zazdrosna-powiedział śmiejąc się Loczek.
-Ja? Zazdrosna? Proszę cię-prychnęłam-Nie ma o kogo-powiedziałam dumnie.
-Taak? Pewna jesteś?-zapytał dalej rozbawiony Hazza. Złapał za poduszkę i zaczął mnie nią okładać. Krzyczałam wniebogłosy  gdy wreszcie przestał.-Zostawiam cię na góra godzinę samą. Muszę coś załatwić-powiedział Styles, gdy przestał bić mnie poduszką. Miał szczęście, że mam nogę w gipsie i nie mogę się swobodnie poruszać, bo inaczej by się to skończyło.
-Podaj mi laptop to obejrzę sobie jakiś film-powiedziałam, gdy chłopak kierował się do wyjścia.
-Nie ma sprawy.-powiedział i podszedł do stolika, na którym leżał sprzęt. Przyniósł go do mnie po czym pocałował w skroń i szedł do drzwi.-Nie długa będę. Obiecuję.-powiedział zamykając drzwi za sobą.

*perspektywa Harry'ego*

     Po wyjściu z domu wsiadłem w samochód i pojechałem na boisko. Musiałem porozmawiać z dziewczynami. Co one sobie myślą? Przez nie moje Maleństwo ma założony gips! I do tego ta sprawa z Michel'em. Ona musi zrozumieć, że nie możemy tutaj być dłużej. Tutaj nie jest już bezpieczna.  Muszę porozmawiać o tym z jej ojcem. Może on jakoś na nią wpłynie? Chociaż to jest mało prawdopodobne... Nie wiem co ją przekona. Prędzej kolejna kłótnia z dziewczynami spowodowała jej wyjazd niż coś innego. A może to jest pomysł? Nie, nie mogę jej skłócić z koleżankami. Z drugiej strony one już kiedyś skłócone były, poza tym one uwielbiają się kłócić. Każda z nich ma odmienne zdanie, poglądy na życie. Jedynie Jess jest ślepo zapatrzona w All. Zawsze była na każde skinienie Allison, zawsze robiła co jej kazała. Jessica nie miała swojego zdania, nie umiała podjąć żadnej decyzji bez wcześniejszej konsultacji z brunetką. Kilka lat temu tak nie było. All trzymała się z Maite, a Jess z Dul, a Maria w sumie nigdy specjalnie nie należała do ich paczki. Jednak kiedy Mai przejrzała na oczy zrozumiała, że All to nic dobrego. To dziewczyna, która uwielbia dyrygować innymi ludźmi, nie zważając na nic. Maite nie spodobało się coś takiego i się nie dała, przez co All się od niej trochę odsunęła. Później chciała tego spróbować na Dulce, ale Dul ma bardzo silny charakter. Nie jest osobą, która da sobą pomiatać na oczach innych. To ona jest panem własnego życia, a nie ktoś inny. Za to ją lubię, silna, pewna siebie, zdecydowana dziewczyna, która uparcie dąży do celu. Jednak z drugiej strony jest osoba wrażliwą i to bardzo, którą można szybko zranić. Lubi się zabawić, zażartować, ale słowa wypowiedziane w żartach, które miały jej w jakiś sposób dogryźć brała do siebie, mimo że mówiła, że doskonale rozumie, że to żart. Ciężko jest za nią trafić. Jak każda kobieta ma tysiąc myśli na minutę, zrobi zanim pomyśli przez co często wpadaliśmy w kłopoty, ale tak jak szybko w nie wpadliśmy tak szybko z nich wychodziliśmy.
     Po tej całej sprawie z Michele'em jest mi jej strasznie żal. Typek od początku nie przypadł mi do gustu, ale kiedy Dul jest zakochana słowa do niej nie trafiają. Jest zamknięta w swoim świecie z kochana osobą, jest nią zafascynowana i nie da na nią powiedzieć złego słowa. Taka jest miłość. W końcu mówi się, że człowiek zakochany to człowiek ślepy. Nie sądziłem, że może to byś prawda, ale kiedy z dnia na dzień byłem wtajemniczany w historię związku jej z Michel'em coraz bardziej wierzyłem w słuszność tego stwierdzenia. Sam sobie obiecałem, że nigdy nie zaślepi mnie miłość...
-Hej All!-krzyknąłem, kiedy znalazłem je na boisku-po co chciałaś żeby Dul grała?-wybuchnąłem, stając przed nią. Ta jak gdyby nigdy nic siedziała oparta o ławkę z łokciem położonym na oparciu i uśmiechała się jak niewiniątka-Czy ty wiesz, że mogło to się dla niej gorzej skończyć?-zapytałem i chwyciłem All za ramiona i nią potrząsłem. Nie wytrzymałem. Złość wzięła górę. Nie sądziłem, że tak poniosą mną nerwy, ale Dul to w końcu moja najlepsza przyjaciółka i nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić.
-Ej..-powiedziała ostrzej dziewczyna, wyrywając się z moich rąk-chłopie, co się z tobą dzieję? Chciała to zagrała ja jej do niczego nie zmuszałam-powiedziała z taką cholerną obojętnością w głosie, tak jakby nie czuła się choć w jednej setnej winna za to co miało tutaj miejsce kilka godzin temu. Bardzo się zmieniła. To nie jest ta sama dziewczyna co przed moim wyjazdem. Tamta All była moją znajomą, ale ta? Ta jest kimś zupełnie obcym, pozbawionym uczuć, serca, emocji człowiekiem.
-Widzę, że nie mamy o czym ze sobą rozmawiać-powiedziałam patrząc się na nią i próbując odnaleźć w jej spojrzeniu dawną Allison, ale na marne. Jej spojrzenie nic nie mówiło. Kompletnie nic.
-Harry..-powiedziała i przebiegała przede mnie, tak że odcięła mi drogę-nie uciekaj, może pójdziemy na spacer do parku i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnimy?-dodała kładąc swoją dłoń na mojej klatce piersiowej. Jeździła na nią we wszystkie możliwe strony. Dawnej All bym nie odmówił i pewnie bym poszedł z nią, a Ta by mi naopowiadała różnych historyjek. Nie miałem siły na takie gierki, a na pewno nie z nią.
-Chyba oszalałaś?-zapytałem odrzucając jej ręce-Myślisz, że będę łaził z tobą, a Dul będzie siedziała sama w domu i się nudziła?-zapytałem pełen goryczy.
-Przecież ma tatę. Niech z nim trochę posiedzi w końcu musza nadrobić te lata stracone-powiedziała nadal się głupio szczerząc.
-Ale jesteś bezczelną suką-powiedziałem na tyle głośno by wszyscy usłyszeli i wyminąłem ją szybkim krokiem, udając się w stronę parkingu, gdzie wcześniej zaparkowałem auto.

~*~

Wreszcie dodałam ten rozdział:) Mam nadzieję, że spodoba się wam długość jak i treść rozdziału:) Siedziałam nad nim dość długo, ale dopiero wczoraj naszła mnie prawdziwa wena, oby pozostała na długi czas. 
Mam do was pytanie.

Czy chcecie żeby rozdziały pojawiały się co tydzień i były krótsze, czy co 2 tygodnie i były dłuższe?

Ja osobiście wole dodawać je co 2 tygodnie, wtedy mam więcej czasu na pisanie rozdziału. Decyzje pozostawiam wam:) 

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 12.


     Obudził mnie pocałunek w policzek Harry'ego? Nie spodziewałam się tego po nim...Byłabym skłonna myśleć, że to tata mnie budzi czy coś, ale nie Loczek. Jednak to co zobaczyłam po otwarciu oczu zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Nie często dostaje się śniadanie do łóżka.
-Dzień dobry śpiochu-przywitał się ze mną promiennie uśmiechający się chłopak pokazując przy tym szereg śnieżnobiałych zębów i swoje piękne i słodkie dołeczki.
-Ej, bez takich mi tutaj proszę!-zaprotestowałam popychając go lekko do tyłu.-A za co to śniadanie? I do tego do łóżka?-zapytałam zaintrygowana jego postawą.
-Czy już nie mogę zrobić śniadania dla swojej najlepszej przyjaciółki tak jak za dawnych lat-powiedział broniąc się. Przyznałam mu rację. Kiedy nocował u mnie zawsze spałam do późna, a on nie należał do śpiochów. Tak też razem z moją babcią przygotowywał śniadanie dla mnie i budził mnie koło 10 posiłkiem.
-Czy mówiłam ci jak bardzo cie lubię i jak jestem ci wdzięczna?-zapytałam połykając jajecznice.
-Niee-odpowiedział rzecz jasna niezgodnie z prawdą. Wiele razy potarzałam mu, że jest dla mnie najlepszym i najprawdziwszym przyjacielem.  Popchnęłam go lekko do tyłu, a ten się tylko uśmiechnął. Wrócił do swojej postawy i przyglądał mi się jak jem. Nie trwało to na moje szczęście długo, ponieważ bardzo szybko się uwinęłam ze śniadaniem.-Dopij jeszcze kawę i idź się myć. Za godzinę chcę cię widzieć na dolę piękną i pachnącą-powiedział, a ja na jego ostatnie słowo z dłoni zrobiłam łódkę i przystawiłam do buzi chuchnęłam w nią, by poczuć mój oddech. Nie był takie tragiczny. Uniosłam również ręce do góry, bo może spod pach śmierdziało. Harry przyglądał mi się bacznie, ale nie umiał powstrzymać swojego śmiechu.
-No i z czego się tak cieszysz?!-zapytałam nie widząc w tym nic śmiesznego.
-Z ciebie-powiedział nachylając się nade mną i pocałował mnie w skroń po czym opuścił mój pokój. Rzucona poduszka w jego kierunku odbiła się jedynie o drzwi, które szybko zamknął za sobą. Jęknęłam niezadowolona i wstałam z łóżka dopijając kawę. Odstawiłam tacę na stolik i pościeliłam łóżko. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam brązowe szorty, czarną koszulkę z sercem na środku, a na nim napisane 'LOVE' oraz brązową, koronkową bieliznę i poszłam do łazienki się odświeżyć. Prysznic zdecydowanie mnie postawił na nogi. Po wczorajszym dniu pełnym różnych emocji potrzebowałam tego i to bardzo.  Po wyjściu z kabiny prysznicowej owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam malować. Po skończeniu make up'u przetarłam się jeszcze ręcznikiem i ubrałam w przyniesione ubrania. Wróciłam się do pokoju po jakieś drobiazgi. Na rękę założyłam bransoletkę, która połączona była z zegarkiem, czarny kapelusz i czarną torebkę, kuferek, przez której środek przechodził pasek ozdobnych dżetów. Po perfumowałam się jeszcze moimi ulubionymi słodkimi perfumami  Armani Code. Wyszłam już z pokoju, gdy przypomniałam sobie o tacy. Wróciłam się pośpiesznie, ponieważ z dołu dowoływał mnie Harry, mówiąc, że godzina minęła pół godziny temu. Śmieszyło mnie nawoływanie chłopaka, ponieważ doskonale mnie zna i wie, że zawsze długo się szykuję, nie zależnie czy to wyjście do szkoły, na impręze, na spacer, do kina, czy jeszcze gdzie indziej.
-Już jestem, odstawię tylko tacę po śniadaniu i możemy iść.-powiedziałam kiedy byłam już na piątym stopniu. Jednak postawiłam tak niefortunnie nogę, że spadłam ze schodów. Mimo tego zachowałam trzeźwy umysł i po upadku szybko się podniosłam z podłogi i otrzepałam. Jednak gdy podnosiłam potłuczony talerz z posacki przyszedł Harry.
-Co się stało? Spadłaś ze schodów? Taca ci wypadła z rąk?-zasypał mnie masą pytań. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Dalej klęcząc i zbierając pozostałości po talerzu myślałam nad udzieleniem odpowiedzi. Nie moge mu powiedzieć, że spadłam, bo zacznie się ze mnie śmiać i dzisiejsze wyjście zamieni się z miłego na pełne wyśmiewania się z mojej niezdarności.
-Taca mi się jakoś wysunęła z rąk-odpowiedziałam, gdy pozbierałam szkło. Ze względu na moje kłamstwo nie spojrzałam się chłopakowi w oczy tylko wyminęłam go szybkim ruchem i ruszyłam do kuchni. Rzuciłam tace na blat wyspy i ruszyłam do przedpokoju, gdzie założyłam czarne botki na płaskim obcasie.
-Harry, ile można na ciebie czekać?-zapytałam dość poważnie, aczkolwiek powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć dźwięcznym śmiechem. Wiedziałam, że taka gadka zdenerwuje chłopaka. Czekając na niego zaczęłam przeglądać się w lustrze. W między czasie przyszedł i założył buty.
-No i kto na kogo czeka?-zapytał się stojąc już na zewnątrz z uśmiechem zwycięscy.
-Oh..no dobrze, dobrze i tak zawsze szybciej się zbierasz-dodałam i wytchnęłam język w jego stronę. Przechodząc przez ogród przypomniało mi się jak jeszcze kilka lat temu razem z nim, wtedy jeszcze zwykłym chłopakiem, robiliśmy ognisko, pływaliśmy w basenie czy robiliśmy imprezy. Zawsze coś się działo. Kiedy wyleciał do Londynu mój świat się zmienił. Nic już nie było takie samo. NIC. Cieszył mnie fakt, że przynajmniej mogliśmy pogadać na skype, czy w wolnym czasie przylatywał tutaj w odwiedziny.
-Dulce, chyba powinniśmy wrócić się do domu jeszcze-przerwał moje rozmyślenia przez co wróciłam na ziemię.
-Dlaczego?-zapytałam, a Harry wskazał mi, że za drzewami widać postać Carlosa zbliżającego się do mojego domu. Mieliśmy dwa rozwiązania, albo schować się w domu, albo wyjść na spotkanie z moim dotychczasowym przyjacielem.-Nie żartuj sobie.-powiedziałam łagodnie-To nie problem-machnęłam ręką-Chodźmy, nie ma czym się przejmować. Poza tym jesteś ze mną ty, więc ja się nie boję-dodałam otwierając furtkę.
-To ja powinienem powiedzieć, że przy tobie czuję się bezpieczny-udał urażonego, ale też dumnego, że jest dla mnie oparciem i czuję się przy nim bezpiecznie. Szliśmy spokojnie w swoją stronę popychając się lekko na wszystkie strony. Mało brakowało, a Harry wepchnął by mnie pod samochód.
-Jak mogłeś? Wiesz? Cofam to co powiedziałam przed chwilą-powiedział i udałam urażoną.
-Daj spokój-powiedział, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie.-Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, oczywiście zaraz po mamie, i nigdy, ale to nigdy bym cię nie skrzywdził-powiedział patrząc mi się prosto w oczy.
-Proszę, proszę. Kogo ja tu widzę?-usłyszeliśmy czyiś głos za nami. Odwróciliśmy się szybko i odskoczyliśmy od siebie, a naszym oczom ukazała sie postać nikogo innego jak naszego starego, serdecznego przyjaciela od serca. Cóż za ironia ze mnie kipi.
-Carlos, czy nie powiedziałam ci wszystkiego?-zapytałam lekko poirytowana już zachowaniem dawnego przyjaciela.
-Nie, nie przypominam sobie.-powiedział rozbawiony.
-On jest pijany-powiedziałam na ucho Loczkowi.
-Wiem, zauważyłem-odpowiedział równie szeptem.
-No to teraz powiem ci to dość dobitnie. Po wczorajszym twoim zachowaniu nie życzę sobie, żebyś się do mnie zbliżał! Nie chcę mieć z tobą już więcej niż wspólnego! Tyle lat przyjaźni, a ty to ot tak zniszczyłeś!-powiedział dobitnie robiąc krok w przód, bo tylko na tyle byłam w stanie, ponieważ Harry przytrzymywał mnie za rękę.
-A co takiego wczoraj ci się nie podobało? Przecież doskonale wiem, że tego pragnęłaś, ale jak widzę wolisz tego lalusia, gwiazdeczkę pop-prychnął z pogardą mierząc wzrokiem Harry'ego. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma, ma słabe nerwy i nie lubi jak ktoś mu ubliża.
-Przynajmniej wiem, że jest moim PRAWDZIWYM przyjacielem, a nie się we mnie podkochuje tak jak ty i boi mi się do tego przyznać!-wygarnęłam prosto w twarz Carlosowi.
-No chyba nie myślisz, że cię wysłuchiwałem bez żadnych powodów?-odpowiedział z kpiną w głosie. Nie wytrzymałam i uderzyłam go w policzek. Chciałam uderzyć go po raz drugi, ale Carlos złapał mnie za nadgarstek. Widziałam, że jest zdenerwowany, ale nie wiedziałam, że pod wpływem alkoholu i złości podniósłby rękę na mnie. Jak widać wszystko jest możliwe. Gdyby nie 'mój obrońca' trzymając się za czerwony policzek leżałabym na chodniku, bo tak mocno by mnie Carlos uderzył. Już nie jeden raz miałam okazję zobaczyć do czego jest zdolny, dlatego cieszyłam się, że jest przy mnie Harry.

*perspektywa Enrique*

Widziałem przez okno jak do Dulce i Harry'ego doszedł Carlos. Wiedziałem, że coś się tam stanie zwłaszcza po wczorajszym. Jednak nie ingerowałem w to, chciałem pozwolić załatwić im to samym. Poszedłem do salonu i już miałem siadać na kanapie, ale przypomniałem sobie, że zapomniałem wziąć ze sobą szklanki z sokiem. Wróciłem do kuchni i sięgnąłem po szklankę, która stała na blacie. Przez zwykłą ciekawość wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem jak Dulce uderzyła Carlosa. Mądra dziewczyna-pomyślałem. Jednak zmartwiłem się, gdy Carlos podniósł rękę do góry. Na szczęście Harry zareagował. Co prawda dość porywczo i może obeszło by się bez rozwalania mu nosa, ale zawsze lepsze to niż pozwolenie uderzyć moją córkę. Za wiele przeszła w życiu, teraz zasługuje na samo szczęście. Rzuciłem szklankę i wybiegłem z domu. Gdy dobiegłem na miejsce, Harry siedział na Carlos'ie i okładał go pięściami, a po jego twarzy leciała krew. Dulce stała z dala, a w jej oczach zbierały się łzy. Krzyczała, by się rozdzieli jednak nie wiele to zdziałało.
-Zadzwoń po policję-krzyknąłem do córki, a sam chciałem rozdzielić chłopaków. Jednak udało mi się to zrobić na kilka chwil przed przyjazdem policji.
-Dzień dobry, co tu się dzieje?-zapytał pierwszy z funkcjonariuszy.
-Ten chłopak napadł na nas, gdy szliśmy do kawiarni-powiedziała Dulce, która była roztrzęsiona, nie wiedziała, że cała ta sprawa zajdzie aż tak daleko.
-Dobrze, pojedzie pan z nami na komendę -przechwycił go policjant ode mnie.-Oo i do tego ktoś tu jest nie trzeźwy. Posiedzi pan jeszcze w izbie wytrzeźwień-zwrócił się do Carlosa zakuwając go w kajdanki i sadzając na tylnym siedzeniu samochodu.-Dziękujemy za wezwanie. Zajmiemy się tą sprawą. Życzymy miłego dnia-zwrócił się do nas jeszcze i również wsiadł do auta, po czym odjechali.
-Dziękuje tato, że przyszedłeś. Nie byłabym w stanie sama ich rozdzielić-powiedziała Dulce i przytuliła się do mnie.-Tobie też dziękuję, Harry-dodała i przytuliła chłopaka.-Wracaj już do domu, a my idziemy w końcu na te lody-powiedziała i złapała chłopaka za rękę i zwinnym krokiem zaczęli odchodzić.

*perspektywa Harry'ego*

Dulce wyrwała z prędkością światła spod jej domu, a ja za nią. Jednak długo to nie trwało, ponieważ, gdy postawiła prawą nogę na chodniku prawie upadła i zawyła z bólu.
-Dul, nic ci nie jest?-spytałem podbiegając do niej.
-Niee. Po prostu źle stanęłam to tyle.-odpowiedziała uśmiechając się. Wiem jednak, że był to sztuczny uśmiech, umiem już go rozpoznać. Wiem, że spadła ze schodów i to wtedy mogła sobie coś zrobić w kostkę. Gdy usłyszałem, że coś huknęło ruszyłem szybko do korytarza, stanąłem w progu bacznie przyglądając się dziewczynie. Widziałem jak szybko się podniosła i otrzepała tyłek. Nie zauważyła mnie stojącego tam, bo inaczej by nie skłamała z 'upadkiem tacy'. Nigdy nie umiała się przyznać do błędu, czy jakieś porażki.
Dulce podniosła się z chodnika z moją pomocą, ale dalej kulała.
-Dulce, czy ta noga cię boli od tego upadku ze schodów?-zapytałem, bo nie mogłem już dłużej wytrzymać, patrząc się jak biedactwo cierpi kuśtykając.
-Co? Ale jak..? Z resztą nie ważne. Chyba tak, ale zaraz przejdzie muszę to rozchodzić-powiedziała i przestała kuleć. Jednak widziałem jak na jej twarzy maluję się grymas bólu.
-Wiem, że nie będzie chciała z własnej woli pójść do szpitala, by sprawdzić co z tą nogą. Musze coś szybko wykombinować, by tak nie cierpiała.-myślałem cały czas bacznie przyglądając się dziewczynie.-Już wiem!
-Dulce, zatrzymaj się tutaj. Mam dla ciebie niespodziankę, zawiąże ci oczy i zabiorę w pewne piękne miejsce, co ty na to?-zapytałem z nadzieję, że się zgodzi.
-W sumie co mi zależy, a mogę wiedzieć co to za miejsce?-zapytała dociekliwie.
-Nie mogę powiedzieć, to niespodzianka, wiem jak je kochasz-powiedziałem choć tak na prawdę Dul nie lubi niespodzianek. Lubi wiedzieć co ją czeka. Jednak w tym wypadku muszę  być nieustępliwy i nie mogę się dać zwieść jej słodkiemu spojrzeniu. Zawiązałem dziewczynie oczy chustką i złapałem taksówkę. Podałem kierowcy po cichu adres gdzie ma nas zawieźć. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Posadziłem Dul na krześle w recepcji, a sam udałem się do pielęgniarki, by zapytać się gdzie mogę się udać jeśli podejrzewam, że przyjaciółka ma zwichniętą kostkę. Kobieta udzieliła mi odpowiedzi i wróciłem się do Dul.
-Za chwilę ci zdejmę chustkę, ale musisz jeszcze wytrzymać.-powiedziałem ciepło.  Weszliśmy do odpowiedniego gabinetu i znów posadziłem Dul na łóżku i rozwiązałem jej oczy. Wiedziałem, że będzie na mnie zła i pośle mi gniewne spojrzenie, dlatego za raz po rozwiązaniu chustki odwróciłem się i usiadłem na krześle na przeciwko lekarza.
-Harry zabije cię jak stąd wyjdziemy!-powiedziała oburzona Dulce.
-Spokojnie-powiedziałem do niej-Panie doktorze, chodzi o to, że uważam, iż Dul ma zwichniętą kostkę, a nie chce się do tego przyznać-zwróciłem się do doktora, podkreślając ostatni wyraz tak, by dziewczyna zrozumiała mój przekaz.
-Dobrze już patrze, co się stało.-powiedział doktor, wstając ze swojego fotela i podszedł do brunetki. Zbadał jej stopę i odszedł z powrotem do swojego biurka.
-Podejrzewam, że ma pani złamaną kość łódkowatą. Ma pani tutaj skierowanie na badania do ortopedy i on pani powie czy będzie trzeba wkładać stopę w gips. Ja na razie usztywnię ją i proszę, by wspierała się pani o kule, by nie nadwyrężać stopy.-dodał doktor i znów wrócił do Dulce, by usztywnić stopę.-I jeszcze raz proszę, żeby pan jak najszybciej ją zabrał do ortopedy-zwrócił się do mnie lekarz, gdy już wychodziliśmy z jego gabinetu.
-Harry, zabije cię, nie wiem jak, ale wiem, że to zrobię. Szykuj się na śmierć!-powiedziała ze złością w głosie Dulce. I do tego to jej zabójcze spojrzenie. Od niego samego można było stracić życie.
-Ej, nie złość siś na mnie. Przynajmniej wiemy co ci jest.-próbowałem się bronić.
-Tsa. Dziękuję ci bardzo za zmarnowanie mi dzisiejszego dnia jak i miesiąca wakacji-powiedziała oburzona i podpierając się o kule i udała się do wyjścia, a ja stałem i patrzyłem się na nią, jak daje sobie radę i jak śmiesznie jej to wychodzi.
-To co masz jeszcze ochotę na lody?-zapytałem gdy wyszliśmy już ze szpitala. Dziewczyna jedynie zgromiła mnie wzrokiem-Ok. Nie to nie. Jedziemy do domu, ale zahaczymy jeszcze o sklep i tam skocze po 2 pudełka lodów-powiedziałem. W końcu obiecałem jej te lody dzisiaj, więc muszą być. Dotrzymuję swoich obietnic.
     Dość szybko znaleźliśmy się pod domem Dulce. Pomogłem jej wysiąść z samochodu, ale ta tylko zbiła mnie jedną z kul i odszedłem. Zrozumiałem, że nie chce pomocy. Jednak nie dziwie się. Wiem, że Dulce nie lubi przyjmować pomocy. Uważa, że to przyznanie się do słabości, dlatego nigdy jej nie chciała. Szła chodnikiem, prowadzącym do wejścia do domu, podpierając się o kule. Słyszałem jak kilka razy zaklęła pod nosem, a mnie to wszystko rozbawiało.
-Już jesteśmy!-krzyknęliśmy razem w głąb domu, rozbierając się w przedpokoju.
-Tato, gdzie jesteś?-krzyknęła Dulce, gdy zdjęła już buty. Słysząc bicie kul o podłogę wybiegł z kuchni. Stanął znieruchomiały, gdy ją zobaczył. Widać było, że jest przerażony i zdziwiony całym tym obrazkiem.
-Nic mi nie jest, to Harry mnie tak urządził-powiedziała zanim Enrique zdążył o cokolwiek zapytać. Ten spojrzał się na mnie, bo pewnie pomyślał, że to ja ją tak załatwiłem-zabrał mnie do szpitala-sprostowała dziewczyna, kiedy zauważyła, że jej ojciec przeszywa mnie złowieszczym wzrokiem.
-To bardzo ci dziękuję Harry-powiedział mężczyzna podchodząc do mnie i klepiąc mnie w ramię.-A ty uparciuchu jeden ciesz się, że masz takiego przyjaciela jak on.-zwrócił się srogo do córki.
-Oj daj mi już spokój. Nic mi nie jest, a wy jak zawsze robicie z igły widły!-krzyknęła oburzona brunetka-Idę na górę-dodała kuśtykając po schodach. Poszedłem z lodami do kuchni zostawiając Enrique samego w korytarzu.
-Co się jej stało?-zapytał ojciec Dul, kiedy sięgałem łyżeczki.
-Dzisiaj rano, tj. przedpołudniem kiedy schodziła na dół, by wyjść na te lody spadła ze schodów, tylko, że się nie przyznała. Powiedziała, że to taca jej z rąk wyleciała, a później jak policja zabrała Carlosa ona zaczęła kuleć. Więc w tajemnicy przed nią zabrałem ja do szpitala. Wiedziałem, że jej się to..
-Harry! Kiedy zamierzasz wczłapać swoje cztery litery na górę?-przerwał mi wypowiedź krzyk Dul i jej dopominanie się o te cholerne lody.
-Że się jej to nie spodoba, a teraz przepraszam idę do tego niecierpliwego człowieka-powiedziałem kończąc wcześniej przerwaną mi wypowiedź i opuściłem kuchnię.
-Idź do niej, bo później może cię do pokoju nie wpuścić-zaśmiał się Enrique. Tak w ogóle jak on może być chory, jak po nim nie widać tej choroby? Zachowuje się jak zdrowy i pełny życia człowiek. Może on tylko udaję, by nikogo nie martwić swoją chorobą? Jednak mam nadzieję, że nie jest taki jak Dulce i nie odtrąca osób, które chcą mu pomóc.
-Dzisiaj raczej nici z mojej gry w siatkę. Mam prawdopodobnie złamaną kość łódkowatą-usłyszałem wchodząc do pokoju rozmowę Dulce, z którąś z dziewczyn. Dulce kiwnęła głowa bym usiadł na łóżku z lodami i łyżkami, i żebym nie zaczynał jeść przed nią.
-May, a jeśli tak bardzo chcecie pójść na te plażówkę to zadzwońcie po Marię, a ja najwyżej będę się wam przyglądać.
-No to widzimy się o 15 na boisku-powiedziała i tym samym zakończyła rozmowę i się rozłączyła, chowając telefon do kieszeni swoich szortów.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nawet z taką nogą chcesz iść na boisko?-zapytałem zdziwiony.
-A co w tym takiego dziwnego?-zapytała zdziwiona moim pytaniem, otwierając swoje pudełko lodów.
-Yyy..no chyba wszystko...Jak ty to sobie wyobrażasz?-nasza rozmowa polegała na samych pytaniach, ale padała w nich odpowiedź na wcześniejsze pytanie.
-Normalnie? Przecież nie będę siedziała w domu tylko dlatego, że mam jak na razie usztywniona nogę i to tylko przez ciebie. Gdybyś nie wtrącał się w moje życie nie musiałabym wspierać się tymi głupimi kulami.-powiedziała ze złością rzucając kulami o ścianę.
-Dobra, jak chcesz! mogę się wcale nie wtrącać w twoje życie. Pójdę tez na policje wycofać zeznania przeciwko Carlos'owi, bo to też przecież było wtrącenie się w twoje życie, on mi nic nie zrobił, bo jestem przyzwyczajony do wyzwisk-powiedziałem równie ze złością i wstałem z łózka-Rób jak ci się podoba. Ja już idę, bo chyba nie ma sensu, żebym dłużej tutaj siedział.-kiedy chciałem już wychodzić usłyszałem jak Dulce się rozpłakała. Nie wiedziałem jak mam na to zareagować. Wiedziałem, że wcześniejsza wymiana zdań była wymówiona pod wpływem złych emocji, ale za bardzo jestem związany z nią, żeby się nie angażować w jej życie. Chcę dla niej jak najlepiej. Widziałem, że jest to dla niej trudna chwila. Dopiero co odzyskała przyjaciółki, chciała z nimi spędzać jak najwięcej czasu, a tu ta stopa. Też bym się wściekł.
Podszedłem do niej i kucnąłem przy łóżku, przytulając ją mocno do siebie. Ta cisza była nam najbardziej potrzebna. Bez zbędnych słów. Musiałem pozwolić jej się wypłakać. Tego było jej trzeba. Nie można być zbyt długo silnym i dusić w sobie wszystkich złych emocji. Można udawać przed innymi, że jest dobrze, ale przed najbliższymi nigdy tego się nie da zamaskować. Tak jak Dul. Za dobrze ją znam, by móc ją zostawić w takim stanie. Musiałbym nie mieć serca. Sam mam nie raz dołki i potrzebuję bliskości drugiej osoby, więc wiem jakie jest to ważne.
-Przepraszam za swoje słowa-powiedziała Dulce odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów. Widziałem jej oczy pełne bezsilności, smutku, żalu, smutku, złości.
-Nic się nie stało. Znam cie nie rok, by wiedzieć, że masz takie napady-zaśmiałem się, by rozluźnić atmosferę panującą w pokoju.-Zjedzmy w końcu te lody. Do 15 mamy jeszcze trochę czasu-zaśmiałem się przesuwając Dul na łóżku, by samemu móc na nim usiąść. Przez kolejna godzinę siedzieliśmy na dużym wygodnym łóżku i jedliśmy lody i smarowaliśmy się nimi na zmianę po twarzy, a do tego wszystkiego leciał jej ulubiony film 'The Notebook'.
-Chodźcie na obiad!-zawołał nas mężczyzna z dołu. Po jakiś 5 minutach zeszliśmy na obiad. W jadalni na stole czekał na nas talerz zupy pomidorowej.
-Wie pan co dobre-powiedziałem, gdy spróbowałem zupy. Dawno jej nie jadłem. No chyba, że odwiedzam mamę, wtedy jem naprawdę pyszne rzeczy.
-Już się tak nie podlizuj tacie-zaśmiała się Dul, która jeszcze nie spróbowała posiłku-Ale masz rację, to jest cholernie pyszne. Kto nauczył cię gotować?-zapytała wyraźnie zdziwiona kulinarnymi zdolnościami jej ojca.
-Internet córciu, internet-zaśmiał się siwy pan i wyszedł z pomieszczenia
-A pan nie je?-zapytałem
-Zjadłem wcześniej-powiedział z salonu.
-Zjadaj szybko i leć się przebrać jak chcesz to podwiozę cie na to boisko, żebyś nie kulała tyle. Poza tym lekarz ci wyraźnie powiedział, żebyś jej nie nadwyrężała, a ty dzisiaj cały dzień na niej chodzisz.-zauważyłem, na co dziewczyna wywróciła oczami.
-Spokojnie. To nic poważnego, pewnie ortopeda powie, że to zwykłe obicie, a ty latasz koło mnie jakby nie wiadomo co się mi stało.-powiedziała nie robiąc sobie z nic z jej urazu.
     -Jestem gotowa-krzyknęła Dulce schodząc po schodach. Wyszedłem z salonu, gdzie oglądałem jakiś film razem z Enrique.
-Dobra, to pakuj dupę do samochodu-zaśmiałem się zakładając buty.
-Taa i zajmie mi to kilka sekund, niee?-zapytała ironicznie odwracając głowę w moją stronę. Zmierzyła mnie wzrokiem i wyszła na dwór. O dziwo szybko uporała się z wejściem do samochodu.-I co zatkało?-zapytała ucieszona, kiedy to ona pierwsza siedziała w aucie.
-A żebyś wiedziała-zaśmiałem się pod nosem i poprawiłem się w fotelu i odpaliłem silnik. Droga nie była długa, ale minęła nam w milczeniu, przez co dłużyła się w nieskończoność.

*perspektywa Dulce*

     Harry podwiózł mnie pod samo miejsce, gdzie czekały na mnie dziewczyny. Była też Mari, ale ku mojemu zdziwieniu nie było May. Trochę się zmartwiłam, bo w jej towarzystwie czuję się najlepiej.
-Już jesteśmy. Teraz na jakiś czas nie będziesz nade mną naskakiwał-zaśmiałam się, chwytając ja klamkę, by otworzyć drzwi.
-Poczekaj. Pomogę ci wysiąść-powiedział i jednocześnie wyskoczył z samochodu, by jak najszybciej dotrzeć do moich drzwi. Wiedział, że nie będę czekała i sama bym to zrobiła, bo nie lubię jak ktoś traktuje mnie jak dziecko.

*perspektywa Alison*

     Dulce ktoś przywiózł  Słyszałam, że ma coś z nogą. Myślałam, że to jej tata, w końcu się pogodzili. Jednak bardzo się zdziwiłam, kiedy od strony kierowcy wyszedł sam Harry Styles. Nie wierzyłam jej, że utrzymują nadal kontakt i w ten sms wczorajszego dnia też nie uwierzyłam. Stwierdziłam, że nas okłamuję, by wzbudzić w nas zazdrość. Dzisiaj zmieniłam zdanie.
-Widzicie to co ja?-zapytała Jess zdziwiona równie mocno jak ja.
-Czy oni utrzymywali ze sobą kontakt przez cały czas odkąd wyjechał do Anglii?-zapytała najbardziej zdziwiona z nas wszystkich Maria.
     Harry podbiegł do drzwi od strony pasażera i pomógł wysiąść z samochodu Dulce. Kiedy stali już na bruku podbiegła do nich zdyszana May. Przywitała się i coś do nich powiedziała po czym całą trójką ruszyli w naszym kierunku. Harry przez całą drogę podpirał kulejącą Dulce. Zazdrościłam jej tego, że nadal z nim utrzymywała kontakt. I w dodatku tak dobry. W prawdzie nie pałaliśmy do siebie wielką sympatią, ale nie uprzykrzaliśmy sobie życia. Byliśmy dla siebie obojętni. Ale mogło to wynikać z tego, że mieszkaliśmy od siebie dość daleko, a z Dulce mieszkał po sąsiedzku.
-Zamknijcie te buzie, bo dziwnie wyglądacie-powiedziała do nas May wyprzedzając dwójkę. Popatrzyła się po dziewczynach i rzeczywiście-każda z nas miała lekko rozchylone wargi, co za pewnie wyglądało śmiesznie. Dobrze, że Maite podeszła do nas szybciej i zwróciła nam uwagę, bo nie chce wiedzieć, jaki ubaw mieli by z nas Dul i Harry.

*perspektywa Dulce*

     -Przepraszam, pójdę do dziewczyn-powiedziała Mai, przyspieszając kroku. Wiedziałam, że chce powiedzieć dziewczyną, żeby przestały być takie zszokowane.
-Jakbym widział swoje fanki-wtrącił Harry. Na jego słowa wybuchłam śmiechem i uderzyłam go lekko w ramię. Doskonale widzieliśmy, że przypatrywały nam się od samego początku i do tego z otwartą buzią.
-Cześć wam.-przywitałam się podchodząc do nich.
-Siema.-powiedziały wszystkie na raz.
-Podobno miałeś nie przylatywać, a tu proszę taka niespodzianka-powiedziała Alison. Maite szturchnęła ją w plecy, ale ta sobie nic z tego nie zrobiła podeszła bliżej do Harry'ego.-Bardzo się cieszę, że odwiedziłeś nas-powiedziała przejeżdżając palcem wskazującym po jego klatce piersiowej. Zerknęłam kątem oka na chłopaka, któremu, jak widać podobało się to, ponieważ w żaden sposób nie zareagował. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce, bo doskonale rozpoznałam po Alisson, że zaczyna flirtować z moim Loczkiem.
-Alison i dziewczyny-położyłam szczególny nacisk na imię brunetki-może byśmy już poszły na boisko.-dokończyłam wbijając się pomiędzy All i Harry'rgo. Może to i śmieszne wyglądało, ale musiałam jakoś zareagować. Brunetka pozwoliła sobie na za dużo.-Harry musi coś jeszcze załatwić-dodałam odwracając się przodem do Loczka. Nie zwrócił uwagi na mnie więc musiałam chrząknąć. Wtedy z wielkim oporem oderwał wzrok od mojej koleżanki i spojrzał się na mnie pytająco.
-Tak?-zapytał.
-Tak. Miałeś pomóc mojemu tacie-wymyśliłam coś na poczekaniu.Robiąc śmieszną minę, by zrozumiał, że chcę, żeby już odjechał.
-No tak, zapomniałem. To cześć. Zadzwoń po mnie to przyjadę po ciebie.-powiedział w końcu, gdy zrozumiał mój przekaz.
-Może zadzwonię po tatę-wtrąciłam, kiedy się odwrócił, by odejść do samochodu.
-Po co będziesz męczyć tatę, który do tego jest schorowany. Harry na pewno z miłą chęcią cię odbierze-wtrąciła All, uśmiechając się dziwnie. Widziałam, jak wymieniają się tymi swoimi zalotnymi spojrzeniami. Obydwoje sie dobrali, bo każdy z nich tak samo uwielbia flirtować z płcią przeciwną.
-Ciekawie kiedy go zaliczysz? Jak myślisz?-zapytała Allise Jess. Myślałam, że uduszę je w tym momencie. Jak mogła Allison traktować Harry'ego jak kolejną zabawkę, którą po nocy zostawi. Jednak podejrzewam, że Harry'emu wpadła w oko All, zwłaszcza na jednorazowy numerek.
-Nie macie wstydu, dziewczyny-zauważyła  Maite. Była z nas wszystkich najpoważniejsza. Umiała utrzymać naszą paczkę na ziemi. Jednak nigdy nie umiała załagodzić sporu, nie chciała się mieszać w nasze poszczególne sprzeczki. W takich chwilach trzymała się na uboczu, nie angażując się i nie opowiadając za żadną stroną.
-No co? Przecież każdy wie, jaki jest Harry i jaka jestem ja. Czy to powód do wstydu?-zażartowała All. Ja wraz z Mai zgromiłyśmy ją wzrokiem, na co tylko podniosła ręce w górę na znak poddania się.
     Na boisku podzieliły się dziewczyny, Maite była z Marią, a All z Jess-niezmienna dwójka. Usiadłam sobie gdzieś na uboczu i przyglądałam się grze dziewczyn. W pewnym momencie poczułam wibracje w kieszeni. Myślałam, że to Harry piszę, by się o coś zapytać czy coś innego.

~*~
Takie tam zdjęcie świątecznej Anglii xd Niestety nie mojego autorstwa..;< Ile bym dała, żeby się tam znaleźć...
Wreszcie pojawił się nowy rozdział. Przepraszam was za moją dość długą nie obecność, ale nie miałam czasu w tygodniu, żeby dokończyć ten rozdział. Od poniedziałku do piątku też mam już zapowiedziane sporo kartkówek i popraw, prawie codziennie coś...nie wiem jak ja się nauczę na wszystkie sprawdziany..
  Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba? Pisałam go i pisałam i nie wiedziałam, w którym momencie skończyć. Jednak znalazłam odpowiedni moment. Przynajmniej tak mi się wydaję;p Pozostawiam was z pytaniem: Kto napisał do Dulce? Ciekawie czy zgadniecie?